wtorek, 19 września 2017

"Liberty. Jak Zostałam Szpiegiem" Andrea Portes.

Dzień dobry! 
Dziś jestem tutaj z bardzo nieprzychylną opinią na temat książki "Liberty. Jak Zostałam Szpiegiem" autorstwa Andrei Portes. No cóż, nie zawsze wszystko się udaje. Niestety. 


Autor: Andrea Portes.
Wydawnictwo: Harper Collins Polska.
Strony: 318.

Po raz ostatni widziano moich rodziców podczas strzelaniny na turecko-syryjskiej granicy, potem zaginął po nich ślad. Próbowali walczyć ze złem i zadbali, bym i ja chciała naprawiać świat. Dlatego gdy pewnego dnia do restauracji weszło dwóch uzbrojonych facetów, zamiast siedzieć cicho, zaczęłam działać. Szybko ich unieszkodliwiłam i zapomniałam o sprawie, niestety ktoś obejrzał nagranie z monitoringu. Zwróciłam na siebie uwagę służb specjalnych, które zaproponowały mi układ – misja w Moskwie w zamian za informacje o rodzicach. I oto stoję oszołomiona na placu Czerwonym i zastanawiam się, jak w tym wielkim mieście znajdę hakera, którego szuka kilka wywiadów i rosyjska mafia. Jeśli to czytacie, trzymajcie za mnie kciuki.
Paige Nolan, od dzisiaj agentka Liberty.

Pomysł na "Liberty" trochę mnie zaintrygował, ale nie oczekiwałam zbyt wiele. Mimo i tak niskich przewidywań książka zawiodła... na każdym polu. Już bardzo, bardzo dawno nie byłam tak zła na książkę jak teraz. A szkoda, bo myślałam, że będzie to po prostu przyjemne czytadełko na jeden wieczór...
Po pierwszych 5 rozdziałach byłam całkiem pozytywnie nastawiona do książki. Wiedziałam, że nie będzie to nic wybitnego, ale była znośna. Szybko się ją czytało, choć styl przeprowadzenia narracji troszkę męczył. Była zabawna i nawet potrafiła zaciekawić. I nagle boom! Totalna klapa.
Im dłużej czytałam - tym więcej błędów wyszukiwałam - tym było gorzej. Od języka, który jak na taką bohaterkę był stanowczo za wygórowany - bo jaka bohaterka literacka w tym wieku, wchodząc za każdym razem do jakiegokolwiek pokoju nazywa każdy materiał, mebel czy wzór - już bez przesady - do akcji, która niby była, ale bardzo nijaka. Fabuła ograniczała się do głównego wątku, o którym później, dziwnych, nie wiadomo skąd wynikających, sytuacji oraz okropnego opisywania związku bohaterki z trzema chłopakami - no, czterema. Zauważyłam, że kiedy autorka nie miała pomysłu na dalsze wydarzenia, wypełniała wszelkie luki fabularne sytuacjami, które nie miały sensu i strasznie irytowały. Było to bardzo męczące, a ja podczas czytanie nie marzyłam o niczym innym jak tylko skończeniu tej książki i zamknięciu jej. 
Wracając do głównego wątku, jakim było poszukiwanie rodziców głównej bohaterki - co? Na przestrzeni całej książki, Paige wspomniała o tym kilka razy (za każdym razem żaliła się jak jej ciężko z faktem, że jej rodzice zaginęli), podjęła jedną decyzję, która w jakiś sposób miała ją doprowadzić do odnalezienia ich i... to by było na tyle. Sprawa ta nie została wcale wyjaśniona, pozostawiona sama sobie. W opisie zaznaczone jest, że powinno się sporo dziać w związku z zaangażowaniem wywiadów oraz mafii. Nie liczcie na to. Cztery, może pięć scen z udziałem rosyjskiej mafii - czyli 'groźne' zebrania 'groźnych' bandytów - trochę wspominania o wywiadach i znów to wszystko. Trochę więcej było ich w zakończeniu. O zgrozo! To zakończenie... gdzie absurd, gonił absurd. Podczas czytania nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Chyba muszę pogratulować sporej wyobraźni autorce, naprawdę. Co gorsza ostatni rozdział wskazuje na powstanie kolejnych części. Proszę nie!
Przejdźmy do postaci. Główna postać stała się jedną z najbardziej znienawidzonych bohaterek literackich w ogóle. Dziewczyna okazała się infantylna, dziecinna, a przy tym nad wyraz wulgarna i 'dorosła' (doświadczenia w piciu alkoholu, seksie itp., w wieku 17 lat, można by naprawdę 'pozazdrościć'...). Kreowana jest na wysportowaną, biegłą w kilku językach i bardzo inteligentną dziewczynę, a jest po prostu denerwująca, wybredna, cwana i niezbyt bystra, skoro nie wie, że nazwa 'koszykówka' odnosi się do - uwaga, cytat (!) - "...wrzucania pomarańczowej, nadmuchanej kuli do metalowej obręczy...". Serio? O reszcie postaci nie mam co wspominać, bo wcale nie jest lepiej. Mały plusik mogę postawić przy bohaterze, który okazuje się najbardziej trzeźwo myślący i nie zważający na głupie postępowanie Paige. Mowa o Maddenie - mimo, że brakowało mu sporo do ideału, to jednak był najlepszym punktem całej książki. 
Wiele nawiązań do - kultowych już - dzieł popkultury nie podniosło poziomu "Liberty". Niestety książka zawiodła na całej linii. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle. Jestem strasznie, ale to strasznie zła na autorkę, bo mogła tak wiele wątków i postaci poprowadzić w inny sposób... Całość mogę podsumować jako podrasowane opowiadanie, które zanim zostało książką powinno być wiele razy zmodyfikowane. Trudno, już nic nie zmienię. Żyję dalej - z nadzieją, że szybko zapomnę o "Liberty".
 
Moja ocena: 1,5/6. 

_______________


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Harper Collins Polska! :) 

_______________

Do następnego, Marta! 

1 komentarz:

  1. w takim razie podziwiam, że dotrwałaś do końca, a nie rzuciłaś książki w kąt :P ale ja tez staram się zaczęte książki czytać do końca, bo zawsze mam nadzieje, że wydarzy się coś, co zmieni moje zdanie :P
    pozdrawiam
    zaczytanamona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń