poniedziałek, 30 marca 2015

"Odłamki" Ismet Prcić.

Hejo! 
Witam was w ten pochmurny poniedziałek! Jakie to szczęście, że w tym tygodniu mam rekolekcje i kończę szybciej! Mogę napisać recenzję, inaczej nie miałabym na to czasu - jak na złość muszę jeszcze umyć okna. :c Ale dziś nie o tym. :p Zapraszam was na recenzję książki, która niedawno miała premierę, a mnie bardzo urzekła. Dziś zagłębimy się w świat wspomnień w "Odłamkach" Ismeta Prcicia. 



Autor: Ismet Prcić.
Wydawnictwo: Sine Qua Non.
Strony: 432.

Ismet kocha teatr, chce się umawiać na randki i pić wino z przyjaciółmi. Ale w rozdartej okrutnym konfliktem etnicznym Bośni nie ma na to miejsca. Po dramatycznych wydarzeniach chłopak zostawia całą rodzinę. Zostaje uchodźcą. Jednak ucieczka do amerykańskiego raju tylko pozornie jest wybawieniem…
Mustafa Nalić jest żołnierzem. Jego rzeczywistość to wszechobecne okrucieństwo, śmierć najbliższych i frontowe koszmary. Losy dwóch młodych mężczyzn zaczynają się ze sobą niebezpiecznie splatać. Jakby należały do jednego człowieka… Kim naprawdę są Ismet i Mustafa?
Odłamki to imigracyjna powieść z przejmującą panoramą umęczonego wojną kraju i jednocześnie niezwykła „autobiografia” – element terapii Ismeta Prcicia. Książka zachwycająca młodzieńczą nadzieją i humorem, a także wielką dojrzałością w rozliczeniu wojennej traumy.

Aż dziw mnie bierze, że ta książka to debiut. Usłyszałam o niej jeszcze przed premierą i bardzo zaciekawił mnie opis. Niby bardzo oczywisty, ale jednak powodujący pojawienie się pytań. Czym prędzej więc chwyciłam "Odłamki" w swoje ręce i zanurzyłam się w lekturze. Muszę przyznać, że to było naprawdę coś. 
Ta książka nie jest tak po prostu zwykła. Chciałoby się szybko powiedzieć, że jest niezwykła, ponadprzeciętna. Ale moim zdaniem te słowa nie oddają dobrze tego jaka jest naprawdę. Przede wszystkim jest skrajnie prawdziwa. Nie można powiedzieć, że autor choć w jakiejś części coś zmyślił - nawet jeśli się tej historii przedtem nie znało. Jest w niej coś co porusza, a styl pana Prcicia jest pełen prostoty i naturalizmu. Bardzo spodobał mi się ten brak upiększeń, przedstawienie jego życia takim jakim było naprawdę. 
Historia zawarta na kartach powieści jest dowodem na to, że wojna zmienia ludzi, wyczynia z nimi właściwie co tylko chce. Ten realistyczny obraz, ukazujący ludzi żyjących w rejonie dawnej Jugosławii, jest odpowiedzią na wszystkie pytania jakie człowiek chciałby zadać osobie tam żyjącej, ale nie ma na to odwagi. Właśnie to jest w "Odłamkach" piękne, że nawet jeśli skończywszy tę historię mamy w głowie kolejne pytania, wcześniej znajdujemy odpowiedzi na inne. Jest w nich coś elektryzującego, coś przyciąga, a jednocześnie czytelnik trochę boi się poznać prawdę o tym jak wygląda wojna oczami kogoś, kto przez nią przebrnął i dla kogo stała się osobliwą codziennością. 
Bardzo spodobało mi się częste używanie słowa 'odłamki'. W każdym zdaniu gdzie występowało miało inne, ale zawsze wiążące się z resztą, znaczenie, które powalało. Genialne porównania i niesamowite wtrącenia tego jednego jedynego słowa, które w tej powieści znaczyło tak wiele, a właściwie to samo. 
Styl tworzenia rozdziałów był bardzo fajny. Te dziwne przemieszanie, które zmuszało mnie do uważnego wczytywania się w tekst, nadawało powieści tajemniczego i osobliwego klimatu. Podobało mi się to, ale muszę przyznać, że powieść - rzadko, ale jednak - miała słabsze momenty, które trochę mnie nudziły. Później następowało BUM i wciągałam się ponownie.
Tę powieść oczywiście mogę nazwać 'autobiografią', jak jest to wspomniane w opisie. Ale nie wiem czy byłoby to do końca prawidłowe. Oczywiście "Odłamki" to życiowa historia ich autora, ale poznajemy tu nie tylko jego życiorys. Poznajemy też Mustafę i tu zaczyna się cała tajemnica. Kim jest, co łączy go z głównym bohaterem. Jest to coś fascynującego i przyciągającego, a wszystko to okraszone wojenną codziennością. Wspaniałe było to do jakich skrajności doprowadzała mnie ta książka. Od śmiechu, przez szok, niedowierzanie i życiowe rozmyślania, do smutku i gniewu. Coś, naprawdę, trudnego do osiągnięcia.
"Odłamki" to przede wszystkim książka o życiu podczas wojny, o tym jak ludzie z dnia na dzień potrafią się znienawidzić. Powieść ukazuje zwykłą ludzką prostotę i granice, które tworzą się w społeczeństwie momentalnie i z każdą chwilą się utwierdzają. Ta książka to prawda o tym jakie krzywdy może wyrządzić wojna i jak ludzi radzą sobie w czasie jej trwania. Jedna z najbardziej prawdziwych i prostych książek o wyborach i zwykłym życiu nieznanych światu szarych ludzi, którzy jednak pełnią w nim ważną funkcję. Warta przeczytania!

Moja ocena: 5/6. 

____________

Za możliwość przeczytania "Odłamków" Ismete Prcicia serdecznie dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non! :)
Wyzwania: 


Za kilka dni - mam nadzieję, że będę miała czas... - dodam post z podsumowaniem marca oraz - zupełnie niespodziewanie :p - z kolejnym stosikiem. Tyle do zrobienia, tyle do przeczytania... Tak mało czasu. Aaaa! 

Do następnego, Marta! :)

środa, 25 marca 2015

"Legenda. Wybraniec" Marie Lu.

Dzień dobry!
Witam was w ten słoneczny i wiosenny dzień! Jak pięknie się nam zrobiło! :p Ale nie jestem tu dziś by zachwalać pogodę. :p Mam dla was recenzję drugiego tomu wspaniałej trylogii autorstwa Marie Lu, a mianowicie "Legenda. Wybraniec"!!! Z szerokim uśmiechem po raz drugi odwiedzamy świat Day'a i June! Zapraszam! :)


Autor: Marie Lu.
Wydawnictwo: Zielona Sowa.
Strony: 368.

Day i June, chcąc ratować Edena, dołączają do Patriotów. Elektor Primo umiera. Władzę obejmuje jego syn – Anden. Kim jest? Wrogiem czy wybawcą? Przywódca Patriotów jest pewien odpowiedzi i wierzy, że tylko krwawa rewolucja może uratować kraj. Day i June muszą podjąć decyzję, po której stronie barykady stanąć. Day i June docierają do Vegas w chwili, kiedy staje się coś nieprawdopodobnego: Elektor Primo umiera, a jego syn – Anden – przejmuje rządy w Republice. W chwili kiedy kraj pogrąża się w chaosie, Day i June dołączają do Patriotów. W zamian za obietnicę odnalezienia Edena oraz przerzucenia ich do Kolonii, Day decyduje się na coś, czego unikał przez całe życie – razem z June wezmą udział w zamachu na nowego Elektora Primo. Śmierć Elektora to szansa na zmiany w kraju, w którym mieszkańcy zbyt długo byli zmuszani do milczenia. Jednak kiedy June zbliża się do Elektora, zdaje sobie sprawę, że Anden w niczym nie przypomina swojego ojca. Dziewczyna jest rozdarta między tym, czego oczekują od niej Patrioci, a swoim przeczuciem: A jeśli to właśnie Anden jest nadzieją na nowy początek? Czy rewolucja nie powinna być czymś więcej niż zemstą pełną gniewu i krwi? A co jeśli Patrioci się mylą?

Pierwsza część tej trylogii bardzo mocno zapadła mi w pamięć. Pokochałam główne postaci, a pomysł był przecudowny. Druga część od dawna mnie do siebie przyciągała i wreszcie znalazłam na nią czas. Okay, może nie była równie świetna jak pierwsza część, ale i tak mi się podobała i po skończeniu siedziałam z szeroko otworzonymi ustami. Co dalej? Aaa!
Zacznijmy od tego, że "Wybraniec" jest bardzo fajnie napisany. Lekkim i przyjemnym stylem. Pewnie w poprzedniej recenzji wspominałam o tym, że bardzo podobają mi się rozdziały - pisane z perspektywy Day'a i June. Akcja toczy się w odpowiednim tempie - nie za wolno, nie za szybko, czyli idealnie pasuje do drugiego tomu. Wątki są bardzo zawiłe. Występują tajemnice, które, rozwiązane, elektryzują i zdecydowanie przyciągają. Jak ja to często piszę - w niektórych momentach siedziałam z szeroko otwartymi oczami i ustami. 
Jedyną rzeczą, która trochę mi się nie podobała, to lekko przerysowany wątek miłosny. Jeśli w pierwszej książce był to tylko wątek poboczny, w drugiej części można było odczuć go jako jeden z głównych. Zdecydowanie autorka trochę za dużo czasu poświęciła wątkowi, ale nie było najgorzej. Nie przypadło mi do gustu też wprowadzenie tak jakby 'miłosnego trójkąta'. Od początku miałam nadzieję, że autorka się na to nie skusi. A jednak. Oby wszystko wyjaśniło się w ostatniej części.
Bohaterowie, bo to ta część moich recenzji, której ominąć nie potrafię! Oczywiście nie muszę wspominać o tym jak bardzo uwielbiałam Day'a po "Rebeliancie". Moje odczucia wobec tej niesamowitej postaci się nie zmieniły nic a nic. Jeśli chodzi o June - czasem mnie irytowała, ale bardzo rzadko. Po za tym oczywiście ciągle jest to jedna z najbardziej inteligentnych bohaterek książkowych jakie znam. Muszę przyznać, że co do niektórych postaci miałam bardzo mieszane uczucia. Nie wiedziałam co o nich myśleć, a autorka zachwyciła mnie tym jak łatwo nabrałam się na jej zawirowania pomiędzy nimi. Zdecydowanie nie pochwalam uśmiercenia kilku postaci. Aaaa, pani Lu, jak tak można?!
Myślę, że "Wybraniec" to naprawdę świetna kontynuacja trylogii Lu i zdecydowanie sięgnę po kolejną część, aby poznać dalsze losy bohaterów oraz całej Republiki. Mogę zdecydowanie potwierdzić, że jest to książka mądra, opowiadająca o dążeniu do ważnych wartości w życiu. "Wybraniec" ukazuje miłość jaką darzy się swoją rodzinę oraz cierpienie po ich stracie. Jeśli jeszcze nie czytaliście początku tej trylogii to szybko się za to zabierzcie, bo naprawdę warto. 

Moja ocena: 5/6.

_____________


Wyzwania:



Do następnego, Marta! :)

czwartek, 19 marca 2015

BBC Sherlock Quotes Book Tag.

Dzień dobry!
Po ostatniej recenzji zostałam bez niczego. W takim sensie, że nie mam już żadnych zaległych recenzji do napisania. Więc pomyślałam, że, aby nie robić zbyt długiej przerwy na blogu, zrobię jakiś tag. Nie wiedziałam jaki wybrać, ale z pomocą przybył mi vlog Marthy z bloga Secret-Books! Jest to tag oryginalnie wymyślony właśnie przez Marthę, i bardzo jej za to dziękuję, bo nieźle się bawiłam przy opisywaniu poszczególnych kategorii. :p Tag polega na przypasowaniu do cytatów ze znanego serialu BBC o niesamowitym Sherlocku różnych książek, osób czy postaci.  Lubię Sherlocka, ale nie czytałam wszystkich książek oraz nie widziałam wszystkich sezonów serialu. Mimo wszystko postanowiłam go zrobić! Do dzieła! :p

1. I'm not psychopath, I'm high-functioning sociopath - Autor, który chyba nie do końca ma równo pod sufitem (pozytywnie lub negatywnie).
Myślę, że dla mnie takim autorem jest Samantha Shannon, autorka niezwykłego "Czasu żniw". Oczywiście wybrałam ją w pozytywnym tego zdania znaczeniu. Ta dziewczyna ma naprawdę świetne pomysły, wszystko się ze sobą splata, jej wyobraźnia zdecydowanie wykracza po za umysły przeciętnych ludzi. Jej styl pisania i wszystkie niespodzianki jakie szykuje czytelnikom są niesamowite! I to był tylko debiut! Już się boję co znajdę w drugiej części! <3

2. Don't talk out loud. You lower the IQ of the whole street - Najgorsza, najgłupsza książka, którą żałujesz, że przeczytałaś/eś.
Nie wiem czy tak do końca jest to najgłupsza i najgorsza książka, ale zdecydowanie - w ostatnim czasie - przeczytałam złą książkę i był to "Labirynt śmierci" Gregga Hurwitza. No cóż, czasem coś może po prostu nie wyjść... 

3. Every fairytale needs a good old-fashioned villain - Ulubiona książka oparta na baśni/bajce.
Nigdy nie czytałam książki opartej na podstawie baśni czy bajek. Zdecydowałam więc, że do tej kategorii przypasuje coś podobnego do baśni i bajek, a zatem do legend co jeszcze bliżej pasuje do mitologii. I nie mówię o niczym innym jak oczywiście o przezabawnej, mądrej i niesamowitej serii Ricka Riordana "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". Uwielbiam tę serię całym sercem! <3

4. Brainy's the new sexy - Niezwykle inteligenty, sprytny bohater.
Zdecydowanie postawiłam na Daya, głównego bohatera trylogii "Legenda" autorstwa Marie Lu. Day jest zwinnym, bardzo doświadczonym przez życie, niesamowicie mądrym i sprytnym chłopakiem, który - jak to w jego zwyczaju już jest - skradł moje serce i za nic nie chce go oddać. Co za Day! Ale mówię wam, naprawdę warto go poznać. I jeśli kiedykolwiek miałabym gdzieś uciekać lub planować coś bardzo ważnego - stawiałabym właśnie na Day'a (a jeśli zabrałby ze sobą June, to już w ogóle byłabym w niebie! :p).

5. Honey, you shoud see me in a crown - Książka z motywem korony/władzy na okładce.
Jedyną książką jaka od razu przychodzi mi do głowy jest "Czerwona królowa", z przepiękną okładką, którą większość już na pewno widziała. Jest naprawdę piękna, a recenzje samej książki kuszą, i to bardzo. Na szczęście moja już jest w drodze na moją półkę, cierpliwie czekam na listonosza! :)

6. I don't have friends, I've just got one - Wielka książkowa przyjaźń.
Od razu pomyślałam o wspaniałej przyjaźni pomiędzy Percym Jacksonem, a Groverem z wyżej już wymienionej serii Ricka Riordana. Ten duet jest po prostu niesamowity, zabawny i bardzo zgrany. To jest ten typ przyjaźni, który przetrwa wszystko, a jedno mogłoby oddać życie za to drugie. Piękne! <3

7. I'm in shock! Look, I've got a blanket! - Książka do płaczu, podczas której czytania musisz owinąć się kocykiem.
Zdecydowanie "Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk". Myślę, że nie muszę tego komentować. Zamiast tego wstawię tutaj link do recenzji: klik.

8. I will burn the heart out of you - Książka, która wypaliła ci serce (dowolna interpretacja)
Trylogia "Igrzyska śmierci". (Tak po za tematem, chyba nie ma tagu, gdzie w moim wykonaniu nie znalazłby się ten tytuł... :p ) Mam wrażenie, że po przeczytaniu tej trylogii na moim sercu widnieje wypalony znak kosogłosa i jestem stuprocentowo pewna, że nigdy nie zginie. I niech tam zostanie, zasługuje i to zdecydowanie! <3

9. I may be on the side of the angels. But don't think, for one second, that I am one of them - Ulubiony czarny charakter, który tak naprawdę czarny nie jest (bez spoilerów!).
Oczywiście zero spojlerów dlatego powiem tylko, że moim ulubionym czarnym charakterem, który nie jest czarny ( :p ) jest jedna z postaci z tryogii Kiery Cass "Rywalki". Pierwsze dwa tomy to była po prostu szczera nienawiść. Później zmieniłam zdanie o tej postaci o 180 stopni. To było naprawdę niesamowite i niezwykle smutne, ale o wszystkim dowiecie się czytając tę trylogię. :)

10. Not our division - Gatunek książkowy, do którego nie możesz się przekonać.
Romans. Typowy romans, w którym nie dzieje się nic oprócz problemów głównego bohatera, bohaterki, jego miłosnych rozterek i nowo poznanej znajomości. Pff... Jak można czytać tylko o miłości. Aż do niechcenia... :o

11. Alone is what I have. Alone protects me - Książkowy bohater-samotnik.
Nie wiedziałam kogo wybrać do tej kategorii. Jednak później pomyślałam sobie, że Paige z "Czasu żniw" była samotniczką. Oczywiście miała znajomych, którzy jej pomagali. Szybko zawierała, nieliczne, ale jednak, znajomości. Mimo to dużo czasu spędzała sama, rozmyślając i chcąc rozwiązać swoje problemy po swojemu, sama. Okay, nie do końca samotniczka, ale jednak trochę. :p

12. He's clueing for looks - Bohater ze świetnym poczuciem humoru, z tekstami, przy których zawsze się uśmiechasz i na długo pozostają Ci w pamięci.
Oczywiście mój kochany Grover! <3 Wspaniała postać stworzona przez Ricka Riordana potrafi rozbroić każdą sytuację i każdego czytelnika. Po prostu jest genialny! Uwielbiam go za całokształt, za to jak się zachowuje i za to, że nawet w czasie największego zagrożenia, potrafi dobić czytelnika jakimś przezabawnym tekstem. I oczywiście jego upór! O jej, jak ja go kocham! :3

- Ekhm - odezwał się Grover - Percy?
- Mhm?
- Pewnie cię to zainteresuje.
- Mhm?
- Cerber mówi, że mamy dziesięć sekund na modlitwę do wybranego boga. A potem... no wiesz... on jest głodny...


Tym zabawnym akcentem zakończyłam ten tag. Dajcie znać jak wam się podobał!
A żeby było jeszcze ciekawiej dziś chcę otagować dwie dziewczyny! Po pierwsze: Paulina z bloga Regał na poddaszu (klik)! Pomęcz się trochę, a co! (I żeby nie było, ciągle pamiętam o lba, do którego mnie znów nominowałaś! :p ). Po drugie: Beata z bloga Drzwi do wyobraźni (klik). Wiem jak bardzo lubisz kiedy cię taguje! Buhahah! :p To by było na tyle! Teraz wracam do czytania i życzę miłego wieczoru! :)

Do następnego, Marta! :)

niedziela, 15 marca 2015

"Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk" Ronald Reng.

Hej!
Przygotowałam dziś dla was recenzję, którą pisze mi się bardzo trudno. Nie wiem czy zdołam napisać tutaj coś dobrego, bo kiedy mówię o tej książce, po prostu nie mam słów. Zapraszam was do przeczytania mojej opinii o niesamowitej książce Ronalda Renga "Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk". 


Autor: Ronald Reng.
Wydawnictwo: Sine Qua Non.
Strony: 400.

Miał wszystko. Wielkie pieniądze, kochającą żonę, transfer do FC Barcelony, obietnicę gry na mundialu w bramce reprezentacji Niemiec. Na boisku powstrzymywał najlepszych napastników świata. Najgroźniejszy przeciwnik czaił się jednak zupełnie gdzie indziej... Paraliżujący strach, przerażający ból po tragicznej śmierci ukochanej córeczki, lęk przed każdym następnym dniem. Nikt nie zauważył dramatu ponad ludzkie siły. Dopiero jego samobójstwo wstrząsnęło światem i otworzyło wielu osobom oczy na problem depresji. Przejmująca opowieść o człowieku zbyt wielkiej wrażliwości, aby żyć. Pisali tę książkę razem, chcąc pomóc ludziom zmagającym się z psychicznymi demonami. Robert Enke nie zdążył już jej wydać. Jego przyjaciel zrobił to za niego.

Nigdy nie pomyślałabym, że ta książka wpłynie na mnie tak jak to uczyniła. Stało się ze mną coś dziwnego. Nigdy wcześniej, po przeczytaniu żadnej książki nie czułam się tak jak po "Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk". Książka oczywiście mnie zainteresowała ze względu, że dotyczy ona świata piłki nożnej, która jest mi bardzo bliska. Pomyślałam: czemu nie, to może być fajne. 
Może zacznę od tego, że książka jest bardzo fajnie skonstruowana. Bawi, wzrusza, dziwi i zaskakuje, zasmuca. Jest zmienna. Zmienna jak życie każdego z nas. Podobało mi się to, ponieważ pomagało mi to poczuć się jakbym wszystkie wydarzenia przeżywała razem z bohaterami. Prawdziwe wydarzenia opisane w tej publikacji są niesamowite. Zdecydowanie świetnie jest tu ukazane całe życie Roberta Enke. Czytając czułam się tak jakbym go poznawała. Jakby był obok mnie i jakbym wszystkie jego rozmowy, przemyślenia słyszała naprawdę. Nie wiem jak autorowi udało się to osiągnąć, ale jest to naprawdę niesamowite. 
Mimo wszystko muszę zauważyć, że książkę czytało mi się wolno. Potrzebowałam na nią całego tygodnia.  Nie było tak, że się nudziłam. Naprawdę. Wszystko mnie ciekawiło, ale po prostu potrzebowałam więcej czasu. Myślę, że to nawet lepiej, bo temat poruszany w książce jest naprawdę poważny. 
Było jednak coś co zdecydowało o tym, że postanowiłam tę książkę ocenić najwyższą oceną. I były to dwa ostatnie rozdziały, które rozbiły mnie emocjonalnie. Na początku po prostu siedziałam i wpatrywałam się w ostatnie zdanie. Później spojrzałam na zdjęcia, umieszczone w środku i zupełnie się rozkleiłam.
Autor opisuje temat, który był, i myślę, że ciągle jest, tematem tabu. Niewielu mówi głośno o depresji. Nikt nie chce się do tego przyznać, ale wszyscy wiedzą jak poważny to jest problem. No właśnie, czy aby na pewno wszyscy zdają sobie z tego sprawę? Ta książka otworzyła mi oczy na tę chorobę. Dotychczas słyszałam o tym czasem w telewizji, czytałam w gazetach, ale to ta publikacja uświadomiła mi jak potężna i czasem niewykrywalna jest ten wróg. Wróg, który czai się zupełnie gdzieś indziej, gdzieś gdzie rzadko się go szuka. 
Pomysł autora oraz Roberta Enke, który niestety nie mógł już je wydać, na napisanie tej książki okazał się strzałem w dziesiątkę. Ukazuje wszystkie ważne aspekty choroby, a przede wszystkim uświadamia czytelnikom, że nie ważne kim się jest - piłkarzem, prezydentem, budowlańcem czy sprzedawcą - ta choroba może dopaść każdego. 
Jestem pewna, że książka jest przeznaczona dla wszystkich fanów piłki nożnej. Każdy z nich powinien ją przeczytać. Ale nie tylko oni. Każdy inny czytelnik, a nawet osoba, która na co dzień nie czyta książek dla tej powinna zrobić wyjątek. Jak już wspominałam otwiera oczy, ale i elektryzuje, przyciąga uwagę. Mojej przyjaciółce powiedziałam, że nawet jeśli nie chciałoby się jej przeczytać, to warto. Zdecydowanie warto dla ostatnich zdań publikacji, które rozbijają emocjonalnie i zmieniają nasze spojrzenie na świat. 
Książka jest po prostu niesamowita. Chciałam ją ocenić na ocenę 4,5 lub 5, ale to co stało się ze mną po jej zakończeniu, utwierdziło mnie w przekonaniu jak mocna, powalająca i genialna ona jest. Przyznaję się, że książka głęboko mnie poruszała, wzruszyła i rozbiła. Warto spędzić z nią cały ten czas i na koniec doznać swego rodzaju olśnienia na temat depresji. Przecież, historia Roberta Enke, który prawie wygrał, ale jednak się nie dał rady chorobie, może się przytrafić każdemu z nas. Nigdy nie wiesz co cię spotka. 

Moja ocena: 6/6!!!

______________

Wyzwania: 


Za możliwość książki bardzo, bardzo serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non! (klik). Bardzo Wam dziękuję za wydanie tej książki!

Do następnego, Marta! :)

poniedziałek, 9 marca 2015

"Rany kamieni" Simon Beckett.

Hej!
Witam was w ten piękny, wiosenny dzień! Nareszcie robi się ciepło! Oj jak ja się cieszę! :p Ale nie o tym dziś. Teraz mam w planie wziąć was dna tajemniczą farmę we Francji gdzie wspaniały Simon Beckett opowie nam co nieco o "Ranach kamieni"! Zapraszam! :)


Autor: Simon Beckett.
Wydawnictwo: Amber.
Strony: 336.

Ktoś ucieka… przez pola gdzieś we Francji. W zagajniku parkuje luksusowe audi. W strumieniu usiłuje zmyć krew z fotela, z pasa i rąk… Zaciera wszelkie ślady. Zabiera plecak i odchodzi. I zabiera coś jeszcze... W nieznośnym upale wśród obezwładniającej ciszy i w paraliżującym słońcu idzie przed siebie. Tylko dokąd? Tego nie wie. Nie ma pieniędzy, żadnych planów, za to ma siniaki na twarzy. Dowiadujemy się, że jest Anglikiem. Widzimy, że jest inteligentny i wrażliwy. Domyślamy się, że jest młody. Wiemy, że musi się ukrywać... W desperacji wchodzi do ogrodzonego drutem kolczastym lasu i dociera do wyglądającej na opuszczoną farmy. Prosi o wodę młodą tajemniczą kobietę z dzieckiem na ręku…

Z Simonem Beckettem spotkałam się poprzednio tylko raz. "Chemia śmierci" była niesamowita, genialna. Kiedy więc ujrzałam nazwisko autora na półce w sklepie nie mogłam odmówić. Niesamowity opis na okładce po prostu mnie powalił. Nie miałam wcześniej okazji więc sięgnęłam po "Rany kamieni". Książka mnie zaskoczyła. Pozytywnie. 
Książka zaczyna się od rozdziału, w którym 'poznajemy' pewną postać. Ale wszystko jest owianą tak dużą dozą tajemnicy, że nie wiemy nawet jak nazywa się główny bohater. Wszystko jest tajemnicą. Dlaczego ucieka, co się stało w jego samochodzie. Nic. To jest właśnie najlepszy punkt tej książki. Nawet jeśli początek się czytelnikowi nie spodoba, musi ją skończyć, aby dowiedzieć się podstawowych informacji. 
Jeśli chodzi o to co działo się później, po tych początkowych rozdziałach, w których wszystko było nieobliczalne a akcja pędziła jak szalona, wszystko się uspokaja i autor stopniowo wprowadza nas w świat małej francuskiej farmy. Wszystko staje się dziwne. Czujemy się jakbyśmy sami byli uczestnikami wydarzeń, ale właściwie nie dzieję się tam wielkie rzeczy. Autor powoli, spokojnie, ale w bardzo ciekawy sposób opisuje te wydarzenia. Szczególnie podobało mi się przemieszanie akcji w czasie. Większość książki to oczywiście wydarzenia z Francji, ale małe części rozdziałów poświęcone był wydarzeniom z przeszłości. 
To właśnie te pomieszanie czasów trochę rozświetlało mi postać głównego bohatera, ale mimo wszystko nie wiedziałam co o nim myśleć. Bardzo tajemniczy i podejrzanie zachowujący się osobnik, którego jednak szybko dało się polubić, mimo tego, że miał przyczepioną na czole karteczkę z napisem 'zrobiłem coś złego, ale nikt się nie dowie co'. Strasznie mi się podobało ukazanie takiej mentalności człowieka, który popełnił jakąś zbrodnię i ciągle musi się za siebie oglądać, bo nie wie co tam spotka. Postacie poboczne były niezwykle świetnie wykreowane. Były całkiem niezwykłe i każda z nich miała swoje charakterystyczne cechy, który zaskakiwały, albo rujnowały psychikę... (w dobrym tego słowa znaczeniu :p)
Bardzo fajna i ciekawa była sceneria małomiasteczkowej (jak to u Becketta bywa) społeczności. Wszyscy wiedzą wszystko, ale nie chcą o tym mówić. Wszyscy nienawidzą wszystkich, ale nie wiadomo dlaczego. Tajemnicza farma to kolejny plus tej niezwykłej powieści. To ona była tym materiałem, który usunął małe niedociągnięcia, a wszystkie wydarzenia świetnie pasowały do tego miejsca i klimatu. 
Oczywiście jak już wspominałam - mocny początek i spokojna akcja w środku, jednak bardzo niezwykła, jakby naelektryzowana, ciągle miałam wrażenie, że zaraz coś się stanie. I nagle: bum! Punkt kulminacyjny, który zmiata z powierzchni ziemi. O ile pozostała część książki nie posiadała pędzącej akcji, tylko spokojną i wyważoną, końcówka to istne szaleństwo. Dzieje się bardzo dużo, a wszystkie pytania nagle doczekują się odpowiedzi. I to jakich! Nie tego się spodziewałam, panie Beckett! To co autor robi z czytelnikiem pod koniec jest po prostu szalone! 
Jak dla mnie "Rany kamieni" to wspaniała książka sensacyjna o zabarwieniu kryminalnym, która wciska w fotel i pozostawia nas z szeroko otwartymi ustami. Pozycja idealna dla czytelników poszukujących spokojnej akcji, ale i mocnych wrażeń i niesamowitych tajemnic. Zdecydowanie polecam! :)

Moja ocena: 5/6.

_____________


Wyzwania: 


A teraz mam dla was małą zajawkę tego co niedługo pojawi się na moim blogu, czyli recenzji książki "Odłamki" autorstwa Ismeta Prcicia od Wydawnictwa Sine Qua Non. Premiera już 18 marca! Oto niesamowita okładka, a na dole opis.



Ismet kocha teatr, chce się umawiać na randki i pić wino z przyjaciółmi. Ale w rozdartej okrutnym konfliktem etnicznym Bośni nie ma na to miejsca. Po dramatycznych wydarzeniach chłopak zostawia całą rodzinę. Zostaje uchodźcą. Jednak ucieczka do amerykańskiego raju tylko pozornie jest wybawieniem... Mustafa Nalić jest żołnierzem. Jego rzeczywistość to wszechobecne okrucieństwo, śmierć najbliższych i frontowe koszmary. Losy dwóch młodych mężczyzn zaczynają się ze sobą niebezpiecznie splatać. Jakby należały do jednego człowieka… Kim naprawdę są Ismet i Mustafa? Odłamki to imigracyjna powieść z przejmującą panoramą umęczonego wojną kraju i jednocześnie niezwykła „autobiografia” – element terapii Ismeta Prcicia. Książka zachwycająca młodzieńczą nadzieją i humorem, a także wielką dojrzałością w rozliczeniu wojennej traumy.
I jak podoba się? :)
To już niedługo, a tymczasem uciekam kończyć "Życie wypuszczone z rąk"! :)
Do następnego, Marta! :)

sobota, 7 marca 2015

"Lek na śmierć" James Dashner.

Hejo!
Cały czas nadrabiam recenzje, ale teraz mam mały zastój w czytaniu, więc mam nadzieję, że wszystko uda mi się napisać i dodać. Niedługo na mojej półce pojawią się kolejne książki i muszę wam powiedzieć, że są to naprawdę świetne egzemplarze! Więcej o tym w następnych postach. :) Dziś jednak już po raz trzeci, ale i niestety ostatni zabieram was do świata, gdzie bohaterowie są zmuszeni do poszukiwania "Leku na śmierć", a o wszystkim opowiada niesamowity James Dashner! Zapraszam! :)


Autor: James Dashner.
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc.
Strony: 440.

Thomas wie, że DRESZCZowi nie można ufać, ale oni twierdzą, że czas kłamstw już się skończył, że zgromadzili w toku Prób wszystkie dane, jakie dało się zebrać, a teraz chcą przywrócić Streferom pamięć, bo potrzebują ich pomocy w ostatecznej misji. Streferzy muszą dobrowolnie pomóc uzupełnić mapę, która pozwoli stworzyć lek na Pożogę. DRESZCZ nie wie jednak, że stało się coś, czego żadne Próby i żadne Zmienne nie pozwoliłyby przewidzieć. Thomas przypomniał sobie dużo więcej, niż przypuszczają. I wie, że nie może wierzyć w ani jedno słowo z tego, co twierdzi DRESZCZ. Czas kłamstw już się skończył. Ale prawda jest bardziej niebezpieczna, niż Thomas kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. Czy ktokolwiek przetrwa poszukiwania leku na śmierć?

Zachwycona poprzednimi częściami, czym prędzej sięgnęłam po ostatnią, finalną część. Czytałam, że wielu uważa ją za najlepszą. Ja zawsze, jeśli chodzi o serie, mam problem z wyborem ulubionej i najlepszej części. Tak samo było tu. Tyle, że "Lek na śmierć" był niesamowity zarówno jak pierwsza i druga część. Zdecydowanie brak faworyta! :p
Zacznijmy od tego, że akcja w książce zaczyna od początku się rozkręcać. Może pierwsze klika rozdziałów nie jest napędzone czystą akcją, ale naprawdę dużo się dzieje. Autor, według mnie, wybrał odpowiedni moment na podsumowanie wszystkich wątków i uspokojenie akcji. Ale to był dopiero początek. Nagle bum! i wszystko zaczyna toczyć się w zawrotnym tempie jak Dashner przyzwyczaił czytelników do tego w poprzednich częściach. 
Ta książka kolejny raz mnie wzruszyła, i to kilka razy. Były momenty, które zaskakiwały tak bardzo, że musiałam dany fragment czytać kilka razy. Po prostu nie mogłam uwierzyć. "Lek na śmierć" ma to do siebie, że dzieje się coś ważnego, nie zwraca się uwagi na pojedyncze małe wydarzenia tylko szybko przerzuca się kartki i nagle trzeba się zatrzymać, bo autor funduje nam coś niewiarygodnego. 
Moje ukochane postacie znów nie zawiodły. Może czasem lekko denerwował mnie Thomas, ale cały czas stałam za nim murem tuż obok takich świetnych postaci jak Newt czy Minho. Trochę brakowało mi znanego większości słownictwa Streferów. Świetnie zostały ukazane różne cechy poszczególnych postaci. Poświęcenie, honor, strata kogoś bliskiego czy oddanie. Było tego wiele i nie było to przesadzone.Ciągle miałam mieszane uczucia w stosunku do niektórych postaci - nie wiedziałam co o nich myśleć. Rozwiązanie tych dylematów było - powtórzę to jeszcze raz, bo inaczej nie potrafię... :p - ogromnym zaskoczeniem!
Zakończenie książki, a równocześnie trylogii, było genialne i bardzo, ale to bardzo zaskakujące. Pod koniec książki autor odsłonił przed nami wiele tajemnic, ale to powodowało zadawanie kolejnych pytań i dalsza chęć czytania. 
Nie ukrywam, że trylogia Dashnera porwała mnie bez końca i bardzo ją lubię. Jest dla mnie fantastyczna, zabawna, poważna, smutna i mądra. Świetne przygody (jeśli można tak tragiczne wydarzenia nazwać przygodami... :p), które uruchamiały moją wyobraźnię, przenosiły mnie w tamten świat i nie wypuszczały, nawet na kilka dni po skończeniu książki. Jest w nich coś magnetycznego, co przyciąga i zdecydowanie nie chce odpuścić. 
Jeśli jeszcze nie czytaliście tej trylogii to radzę szybko się za nią zabrać, bo jest cudowna, wspaniała i nieprzewidywalna. Szczerze mogę zagwarantować brak nudy, ale i ciągle chodzące po głowie pytania dotyczące książek. Coś niesamowitego! 

Moja ocena: 6/6.

_______________

Wyzwania: 


Do następnego, Marta! :)

czwartek, 5 marca 2015

"Endgame. Wezwanie" James Frey & Nils Johnson - Shelton.

Hej!
Nie mam za dużo czasu, cały czas tylko szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. O mamo, jestem ciekawa jak ja przeżyję ten czas za rok... przed maturą... :c Damy radę! :p Dzisiaj przygotowałam recenzję niesamowitej książki, jakiej jeszcze nie było. James Frey i Nils Johnson - Shelton zabierają nas do niesamowitego i niebezpiecznego świata. Oto "Endgame".


Autor: James Frey i Nils Johnson - Shelton.
Wydawnictwo: Sine Qua Non.
Strony: 512.

W Ziemię uderza seria meteorytów. Tylko garstka jest świadoma tego, co to oznacza…
W ich żyłach płynie krew starożytnych cywilizacji.
W ich umysłach odzywa się głośne wezwanie.
W ich rękach znajduje się los świata.
Nie mają nadprzyrodzonych zdolności. Nie potrafią latać, nie posługują się magią.
Od dziecka szkolono ich, by stali się zabójcami idealnymi.
Nadszedł czas.
Usłyszeli wezwanie.
Rozpoczyna się "Endgame"!

W blogosferze o "Endgame" huczało. Zdania były podzielone, ale większość z nich, zdecydowana większość, pozytywne i bardzo przychylne. Książka oczarowała bardzo dużą liczbę czytelników na całym świecie, a ja nie miałam dotąd okazji poznać fenomenu "Endgame". Teraz ją mam, przeczytałam i, szczerze, ciągle nie mogę przestać o niej myśleć. Cudowna!
Jeden i niepowtarzalny pomysł jaki zrodził się w głowach autorów jest prześwietny. Ukazanie tak, jak dla mnie, bardzo trudnego tematu jakim jest możliwy koniec świata jest bardzo ciężki do napisania, ale twórcy wspaniale sobie poradzili. Niektórzy mogą stwierdzić, że książka jest beznadziejna i napisana dla pieniędzy. Nie wiem jak było naprawdę, ale za nic w świecie się z tym nie zgodzę! "Endgame" zasługuje na dobre opinie, bo nie ustępuje poziomem równie genialnym książką o podobnej tematyce. 
Nie wiedziałam czego oczekiwać, co spotkam we wnętrzu książki. Teraz wiem, że jest to coś niesamowitego. Każdy rozdział opisuje przygody danego Gracza. I nie ma tutaj nudy. Ciągle się coś dzieje i z zawrotną prędkością odwracałam kartki. Muszę przyznać, że zakończenie po prostu zostawiło mnie z otwartą szeroko buzią i wielkimi oczyma. Zupełnie pozytywny i zaskakujący punkt kulminacyjny, który nie pozwala o sobie zapomnieć, a przede wszystkim ciągnie do kolejnej części!
Urzekły mnie niesamowite, charakterystyczne i oryginalne postacie. Oczywiście, pewnie jak większość, odnalazłam swoich ulubieńców i bardzo im kibicowałam. Ale nie to było najlepsze. Najlepsze było idealnie opisane każde ich uczucie, myśl w stosunku do całego Endgame. Autorzy ofiarują nam, czytelnikom, możliwość zapoznania się z bohaterami w nietuzinkowy sposób. Wiemy o nich dużo, poznajemy ich i na podstawie tych informacji lokujemy naszą sympatię w ich kierunku. Lecz tu pojawia się kolejne 'ale'. Ale za każdym razem, po przeczytaniu następnego rozdziału zmieniają się nasze odczucia w stosunku do niektórych postaci. Miałam tak kilka razy. Autorzy lawirują pomiędzy cienką granicą dobra i zła. Ta droga postaci pomiędzy tą granicą także ciekawi i czytelnik chce wiedzieć jak wszystko potoczy się dalej. "Endgame" czasem jest brutalna, krwawa i ukazuje złe, wręcz maniakalne zachowanie graczy. Lecz z drugiej strony są sceny, w których postacie odkrywają przed nami swoje drugie twarze. Twarze potrafiące kochać, szanować i okazywać swój honor. 
Nie przeczytałam w życiu bardzo wielu książek, ale jestem pewna, że nie ma takiego drugiego dzieła jak "Endgame". Książki, która ukazuje granice między normalnością a stawaniem się maniakiem. Odsłania różne ludzkie słabości i, na swój dziwny sposób, miłość, choć nie jest ona większym wątkiem. Jednak mogłam zauważyć wiele życiowych decyzji podejmowanych przez maszyny przeznaczone do zabijania. Wątek walki i poświęcenia, przyjaźni i honoru. W tej książce zawiera się naprawdę dużo jeśli nie prawie wszystko.
Nie jest ani trochę przesłodzona, jest krwawa kiedy tego potrzeba i bardzo naturalistyczna. Idealna. Polecam ją z pełną odpowiedzialnością, ponieważ jest to dzieło niepowtarzalne i wyjątkowe. Oczywiście z utęsknieniem czekam na kolejną część.

Moja ocena: 6/6.

______________

Serdecznie dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non za możliwość przeczytania książki! (zapraszam, klik.)

Wyzwania:


Do następnego, Marta! :)

poniedziałek, 2 marca 2015

"Wzorzec zbrodni" Warren Ellis.

Dzień dobry!
Witam was w pierwszy poniedziałek po feriach! Ale to jest smutne. :c Spokojnie, niedługo święta! :p Dziś przygotowałam dla was recenzję książki autorstwa Warrena Ellisa. Przenieśmy się teraz na nowojorskie ulice, gdzie jeden z policjantów odnajduje mieszkanie pełne broni! 


Autor: Warren Ellis.
Wydawnictwo: Sine Qua Non.
Strony: 293.

To miała być zwykła akcja nowojorskiej policji. Kiedy jednak ginie partner Johna Tallowa, a on sam odkrywa niepokojącą kolekcję broni w mieszkaniu 3A w starej kamienicy przy Pearl Street, otwiera się puszka Pandory... Każdy pistolet i każdy karabin jest inny, nie ma dwóch takich samych egzemplarzy. Z każdej broni zabito jedną osobę, a z braku dowodów kolejne sprawy szybko umarzano. Teraz wszystkie zostają momentalnie wznowione, a zadanie ich rozwikłania spada na Tallowa, głównego sprawcę chaosu. Intryga nabiera rozpędu, kiedy okazuje się, że makabryczna kolekcja zdaje się układać w przemyślany wzór…

Zacznijmy od tego, że "Wzorzec zbrodni" skusił mnie już samą okładką oraz tytułem. Tak świetna okładka nie mogła mi się nie spodobać, a tytuł dopełnił miarę szczęścia. Do stanu idealnego zachwytu doprowadził mnie wspaniały opis, który przebił wszystko. Szybko się więc za niego zabrałam i się nie zawiodłam.
Autor rozpoczyna książkę idealnie wyważoną sceną, która z pozoru normalna i zwykła błyskawicznie i niepostrzeżenia przeobraża się w scenę wprost z horroru. Akcja zapiera dech czytelnikowi szczególnie w początkowych rozdziałach oraz na samym końcu. Według mnie środek jest wypełniony spokojnymi, ale nie nudzącymi wydarzeniami. 
Wcześniej spotkałam się z małą liczbą tak bardzo realistycznych i naturalnych książek jak ta. Jestem pewna, że wielu nie pochwala używania tak realistycznego stylu pisania, ale mnie się to spodobało. Dialogi były wypełnione słownictwem, które zapewne znalazło by się w nich w prawdziwym życiu. Autor według mnie nie przesadza, ale ukazuje prawdziwość, która otacza nas na co dzień. 
Ellis obrazuje nam całą historię oczami głównego bohatera, ale i tajemniczego Łowcy co zdecydowanie nadaje książce większej dozy grozy i pozwala kończyć każdy rozdział z kolejnymi pytaniami - nie można się oderwać. Mi przeczytanie zajęło tylko trzy dni, ale jestem pewna, że gdybym miała więcej czasu wynik byłby niższy.
Strasznie spodobał mi się wątek wzoru w jaki składała się broń w owym mieszkaniu. Autor naprawdę zrobił kawał dobrej roboty idealnie opisując punkt widzenia Tallowa oraz Łowcy na wzór. Czytelnik właściwie podczas czytania zaczyna domyślać się o co chodzi, ale wszystko wyjaśnia się na samym końcu. 
Postacie według mnie były dobrze wykreowane, nie płytkie. Szczególnie polubiłam głównego bohatera, ale nie tylko jego. Wszyscy bohaterowie byli, jak już wspominałam (właściwie to cała książka taka była), bardzo realistyczni. Ich zachowanie nie denerwowało, czasem bawiło. Zdecydowanie bardzo profesjonalne podejście do wyróżnienia każdej postaci. Autor postarał się o to, aby każda z nich była nie do zapomnienia i była charakterystyczna. 
Podsumowując książka mi się spodobała. Jest to kryminał ze spokojną akcją, mocnym początkiem i szybką i niespodziewaną akcją kulminacyjną. "Wzorzec zbrodni" jest idealną kompozycją na dłuższy wieczór dla ciekawskich i głodnych zaskakujących faktów czytelników. Zdecydowanie polecam!

Moja ocena: 5/6. 

______________


Za możliwość przeczytania "Wzorca zbrodni" serdecznie dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non! (klik)

Wyzwania: 


Do następnego, Marta! :)