Dzień dobry!
Ależ długo mnie tu znów nie było. Kurczę, zaczynam na serio zaniedbywać bloga i bardzo źle się z tym czuje. Ale to nie moja wina! A przynajmniej po części nie! :p Nawet jeśli w szkole zaczyna się już trochę więcej luzu, to zaczynają się teraz treningi do zawodów, cały czas ktoś kończy 18 urodziny i niedługo zaczynam jazdy... Ojeju. Ale obiecuję, że znajdę czas dla bloga. Nie ważne jak i kiedy. :p
Dziś przygotowałam dla was recenzji książki, która przenosi w zupełnie inny świat. Zakochałam się w pierwszej części. Z uwielbianiem myślę o drugiej. Na trzecią muszę czekać rok. No fajnie. :c Zapraszam was na recenzję "Zakonu mimów" niesamowitej Samanthy Shannon!
Autor: Samantha Shannon.
Wydawnictwo: Sine Qua Non.
Strony: 540.
Paige Mahoney uciekła z brutalnej kolonii karnej Szeol I, ale jeśli
myślała, że to koniec jej problemów, to bardzo się pomyliła. Od teraz
jest bowiem najbardziej poszukiwaną osobą w Londynie. Kiedy Sajon zwraca
swoje wszystkowidzące oko w stronę Paige, mim-lordowie i mim-królowe
gangów miasta zostają zaproszeni na bardzo rzadkie wydarzenie. Jaxon
Hall i jego Siedem Pieczęci są gotowi na pojawienie się w samym centrum
uwagi. W społeczności jasnowidzów pojawia się jednocześnie coraz więcej
gorzkich oskarżeń, a za każdym rogiem czają się mroczne sekrety. Z cieni
wypełzają Refaici...
Z pewnością mogę stwierdzić, że ta książka - dla mnie - była najbardziej wyczekiwaną premierą tego roku. Ale to przecież takie oczywiste. Po takiej pierwszej części? Nie można tak po prostu odpuścić sobie tej serii. Sięgnęłam czym prędzej po "Zakon mimów". Często mówi się, że jeśli pierwszy tom jest wspaniały, to drugi nie da rady mu dorównać. "Czas żniw" zdecydowanie zalicza się do tych serii, których wszystkie części są tak samo niesamowite i zaskakujące.
Zacznijmy od tego, że "Zakon mimów" jest wspaniale skonstruowany, szybka akcja, ciągle coś się dzieje, autorka nie daje czytelnikowi chwili wytchnienia. To nie jest jakiś tam zwykły styl pisania. Wszystko co wychodzi spod pióra pani Shannon jest po prostu piękne i bardzo, bardzo zawiłe. Okay, może na początku trzeba do tego przywyknąć, ale następuje to już po kilku rozdziałach. Później już czytelnik wbija się na dobre i nie może skończyć czytać. To jest to co przyciąga czytelników w bardzo dużym stopniu.
Kurczę, ja naprawdę nie rozumiem tego jak cały ten świat Sajonu mógł się zrodzić w głowie tak młodej autorki i nic, a nic jej się nie miesza. To jest po prostu niesamowite! Ta seria już od początku zapowiadała się świetnie i jestem stuprocentowo pewna, że kolejne tomy będą utrzymane na tym samym poziomie co poprzednie. Po prostu nie potrafię nawet wyrazić mojego zachwytu słowami. Zdecydowanie ta seria wpada na listę trzech ulubionych serii, a autorka powiększa listę ulubionych autorów do czterech. Szaleństwo!
Wszystkie zaskoczenia jakie mnie spotkały podczas czytania "Zakonu..." często po prostu rujnowały moją psychikę. To nie było coś zwykłego. Ot, ktoś tam z kimś tam, o kimś tam, po czymś tam, pomyślałam 'wow' i czytałam dalej. To nie ta książka. Tutaj każdy prawie rozdział kończyłam z szeroko otwartymi oczyma i niedowierzaniem. Jakim cudem? To nie realne? Co się właściwie stało? Autora zaserwowała nam miliony niezwykłych sytuacji, ale to co zrobiła na końcu książki po prostu mną wstrząsnęło. Tak nie kończy się książek! Jeśli ktoś czytał wie, jak się teraz czuję. A najgorsze, że uświadomiłam sobie, iż na następną część czekać będę musiała rok. Rok! O nie. Chyba naprawdę się pogniewam na panią Shannon. Zero wyjaśnienia, rozdział urwany można powiedzieć w środku dialogu. O kurczę.
O KURCZĘ.
Bohaterowie, bo bez tego nie może się obyć żadna recenzja! Przecudowni, prawdziwi, żywi! Rzadko spotykam się z tak dobrze wykreowanymi postaniami, w których zakochałam się po uszy i, o których ciągle pamiętam nawet po zakończeniu książki. Paige mnie nie denerwowała - wręcz przeciwnie. Kibicowałam jej z całych sił i właściwie to zawsze wybrałabym te same rozwiązanie co ona. Spodobało mi się to, że w tej części lepiej poznałam przyjaciół Paige z Siedmiu Pieczęci z Jaxonem na czele. Wszystko idealnie napisane, a te postacie to po prostu wspaniałe zwieńczenie. Wisienka na torcie. Wątek miłosny, bo przecież można się go spodziewać, spodobał mi się t tego względu, ze był także takim dopełnieniem, a nie skupiał na sobie całej uwagi. Pięknie.
Czy ja jeszcze muszę coś pisać? Ta seria zapowiada się naprawdę wspaniale, nie wiem jak przeczekam ten rok, bez kolejnej części, ale jakoś dam radę. Jestem pewna tego, że "Zakon..." oraz "Czas żniw" stuprocentowo zasługują na wszystkie pochwały jakie są kierowane pod ich kierunkiem. A pani Samantha Shannon powinna zbierać pokłony za to, że potrafi stworzyć coś tak pięknego i skomplikowanego, że ja nawet w snach bym tego nie potrafiła wymyślić, a co dopiero napisać. Pełen podziw i dużo miłości! :)))
Moja ocena: 6/6!
_____________
Wyzwania:
Czytam Opasłe Tomiska, Klucznik, OkładkoweLove :)
(banerki po prawej stronie bloga!)
Za możliwość przeczytania "Zakonu mimów" Samanthy Shannon serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non (klik). Dziękuję Wam za tę serię! :)))
Niedługo planuję jakiś tag, ale najpierw muszę nadgonić z recenzjami, więc za kilka dni powinna znaleźć się tu kolejna. Myślę, że napiszę coś o drugiej części "Busem przez świat". Stay tuned! :)
Do następnego, Marta! :)))
Muszę zacząć czytać tę serię - wydaje mi się, że mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Naprawdę polecam! :)
UsuńPrzyznaję się, że recenzji nie przeczytałam, bo nie przeczytałam pierwszego tomu książki. Zaś co do twojego "planuję jakiś Tag" - przypominam, że (jakieś pół wieku temu) nominowałam Cię do LBA, którego jeszcze nie zrobiłaś :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!! ;)
Szybko czytaj "Czas żniw"!!! :D
UsuńOjej, jak zwykle zapomniałam... :p przy okazji tagu muszę zrobić to LBA! :D
Tak się cieszę, że Zakon Mimow jeszcze przede mną :D
OdpowiedzUsuńNo, ja chyba nawet Ci zazdroszczę! :D
Usuń