poniedziałek, 22 czerwca 2015

"Hopeless" Colleen Hoover.

Hej! 
Witam was dziś w ostatni poniedziałek roku szkolnego! Jak nastroje przed piątkiem? Ja się bardzo cieszę, a do tego jutro jadę na wycieczkę do Warszawy, więc jest dobrze. :p Zatem nie będzie mnie przynajmniej dwa dni, ale to nie tak źle. Mam nadzieję nadrobić jeszcze kilka recenzji do końca miesiąca więc, będę musiała się zabrać do pracy po powrocie. Dziś mam dla was recenzję pozycji, która trochę mnie zaskoczyła, a już na pewno nie była beznadziejna... :p Przed wami "Hopeless" autorstwa Colleen Hoover. Zapraszam!




Autor: Colleen Hoover.
Wydawnictwo: Otwarte.
Strony: 424.

Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.
To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera. Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia. 


Internet huczał. Dlaczego więc nie miałam po nią sięgnąć? Pomyślałam, że chyba nie będę żałować skoro wszyscy chwalą książki pani Hoover. Spróbowałam i się nie zawiodłam. A właściwie dostałam dużo więcej niż się spodziewałam z opisu. Było coś co mi się nie spodobało, ale zdecydowanie w mojej opinii będą przeważać plusy.
Zacznę od najgorszej strony książki, która może tak do końca nie jest aż taka zła, ale jednak na mnie działała trochę jak płachta na byka. A mianowicie zachowanie głównych bohaterów. Jeśli czytam książki, to spodziewam się w nich spotkać zdecydowanych i zrównoważonych postaci, które nie będą mnie denerwować. Jednak tutaj przez większą część książki główna bohaterka Sky, jak i Holder mnie po prost irytowali. To było coś na zasadzie ciągłego zmieniania zdania i całkowitej skrajności zachowań każdej z tych postaci. Raz tak, raz tak. Oczywiście później zrozumiałam, dlaczego postacie tak się zachowywały, ale jak dla mnie było to trochę za gwałtowne.
Spodobało mi się to co znalazłam w środku jako całość. O co mi chodzi? Już tłumaczę. Mam na myśli zawiłą fabułę, która co chwile prezentuje nam kolejne zwroty akcji, a to skutkuje szybkim czytaniem. Książkę skończyłam w naprawdę szybkim czasie i było to dla mnie fajne. Autorkę można jedynie pochwalić za to co wprowadziła do książki. Historia jest naprawdę dobrze napisana i bardzo zaskakująca.
Co mnie zdziwiło, ale zdecydowanie zasługuje na miano plusa, to poruszenie ważnego społecznego wątku. Nie mogę zdradzić na czym on polegał, ale był bardzo dobrze skonstruowany. Okay, może był trochę przewidywalny, ponieważ podczas czytania, mniej więcej na połowie książki, zaczęłam podejrzewać co się dzieje i o co chodzi, i się nie pomyliłam, ale w ostatecznym rozrachunku było to coś naprawdę mocnego i prawdziwego. To tak jakby zderzenie idealnej pierwszej miłości z surowym realizmem.
Jak już wspomniałam bohaterowie byli trochę irytujący, ale nie wszyscy. Ogólnie pani Hoover stworzyła grono kilku fajnych postaci, które pewnie zapamiętam, ale nie mam co do tego pewności. Mam dziwnie mieszane uczucia.
Podsumowując "Hopeless" jest dla mnie książką, niemalże do szybkiego schrupania, gdyby nie wątek, o którym wspomniałam. Przyprawia on o rozmyślenia i jeszcze bardziej otwiera oczy ludzi na niektóre problemy, o których ludzie nawet mogą nie wiedzieć, ponieważ dzieją się za zamkniętymi drzwiami. Polecam fanom płomiennych nastoletnich, ale wcale nie prostych romansów, w dodatku podszytych czymś o wysokiej wartości.

Moja ocena: 5/6.

_____________

Wyzywania: 
Czytam Opasłe Tomiska, OkładkoweLove. (linki na banerach po prawej stronie bloga ->)

Mam teraz kilka zaległych recenzji, m. in. Czerwonej królowej czy Paragrafu 5. Jak wspominałam po wycieczce mam nadzieję wszystko nadrobić. Teraz was żegnam i lecę kończyć "Odnalezionego" autorstwa przewspaniałego Harlana Cobena. Już polecam! :)))

Do następnego, Marta. :)

poniedziałek, 15 czerwca 2015

"Serena" Ron Rash.

Hej!
Witam was dzisiaj w przedostatni szkolny poniedziałek! Co to oznacza? Więcej czasu na czytanie i na prowadzenie bloga, bo wiem, że od jakiegoś czasu trochę go zaniedbuję. No ale tak jakoś jest. Poprawię się. :) Dziś napiszę tu co nieco o książce, której tytułowa bohaterka stała się moim ulubionym czarnym charakterkiem! Zatem czym prędzej poznacie - oto "Serena" autorstwa Rona Rasha.






Autor: Ron Rash.
Wydawnictwo: Świat Książki.
Strony: 435.

Jest rok 1929, świeżo poślubieni George i Serena Pembertonowie przyjeżdżają z Bostonu w góry Karoliny Północnej, gdzie zamierzają stworzyć imperium drzewne. Choć George żył tam wcześniej i zdążył nawet spłodzić nieślubne dziecko, Serena jest w tych okolicach nowicjuszką - szybko jednak udowadnia, że potrafi dorównać każdemu mężczyźnie: nadzoruje pracę drwali, poluje na grzechotniki, ratuje nawet życie mężowi. Razem zabijają albo niszczą bezlitośnie każdego, kto traci ich łaski. Kiedy jednak Serena się dowiaduje, że nigdy nie zajdzie w ciążę, postanawia zamordować nieślubnego syna George'a. Matka i dziecko zaczynają walkę o przetrwanie, a gdy w Serenie rodzi się podejrzenie, że George ich chroni, pełne namiętności małżeństwo Pembertonów wali się z wolna w gruzy, opowieść zaś zmierza do szokującego finału.

"Serena" zalała cały booktube oraz blogosferę, kiedy zaczęto mówić o filmie, który powstał na podstawie tej książki. Mnie przyciągnęła fabuła i niesamowite opinie. Przy jednej z okazji wyszłam ze sklepu z tą pozycją pod pachą i uśmiechem na twarzy. Jak mi się podobała? Na pewno się nie zawiodłam. 
Zacznę od tego, że jest to cudowna powieść, która swoim stylem przenosi nas do dwudziestowiecznego Bostonu i nie chce nas stamtąd wypuścić. Jest w niej dużo aspektów przyciągających czytelnika. Ja osobiście znalazłam w niej surowy realizm i niesazitelny styl autora, który jest wyśmienity. Klimat jak najbardziej ma swoją rolę w całej powieści, ponieważ ukazuje on wszystko jako prawdziwe i nienaruszalne. Podczas czytania miałam wrażenie jakbym zapoznawała się z prawdziwą historią tylko spisaną, a nie stworzoną przez autora. 
Motyw kobiety fatalnej - femme fatale - świetnie rozpisany i genialnie przypasowany do postaci jaką jest Serena Pemberton. To nie jest jedna z tych bohaterek, która jest sztucznie i płasko zarysowana. W każdej jej wypowiedzi można wyczuć spryt, odwagę, pewność siebie i poczucie władzy. To takich bohaterów potrzebuje współczesna literatura. Jednym z głównych, jeśli nie najważniejszym, plusem tej powieści jest tytułowa Serena. Zmysłowa, chciwa, nie lubiąca przegrywać i zdecydowanie dążącą do celu po trupach kobieta, która dla własnego szczęścia jest gotowa poświęcić wszystko. I jak się okazuje wszystkich. Autor ukazał nam obraz kobiety fatalnej, która zagłębiając się w swoje cele, małe tajemnice i złe uczynki ciągnie za sobą innych ludzi, nawet sobie bliskich. Idealne połączenie Sereny i jej męża - uległego z miłości, ale również chcącego posiadać wszystko i dążyć do tego, nie bacząc na innych. Świetny duet wykreowany przez autora, stał się moim małym klasykiem. Oczywiście inni bohaterowie także byli dobrze wykreowani, ale to tytułowa postać nad nimi górowała. 
Tym co zwróciło moją uwagę podczas czytania były te części rozdziałów, które ukazywały wydarzenia z perspektywy robotników. To tutaj autor chciał pewnie przedstawić niemoc w jakiej znajdują się ludzi mniej potężni. Było to dla mnie coś nowego. Jakby czytelnik mógł przez chwilę spojrzeć na całą historię oczyma robotników, którzy wiedzą dużo, ale nie robią nic, aby zaradzić temu co się dzieje. Jest to pospolity obraz ludzi, którzy nie mają lekko i żeby nie było gorzej nie chcą nawet udzielić pomocy. Są to tak jakby komentarze i podsumowania wydarzeń w powieści i bardzo mi się to podobało. 
"Serena" na pewno nie jest jedną z tych zwykłych powieści napisanych tylko po to, by coś zarobić, lub by wystraszyć ludzi. Jest to genialne dzieło przedstawiające różne oblicza człowieka oraz to co może zrobić, aby wszystko wyszło tak jak on to zaplanował. Ile może poświęcić człowiek, aby osiągnąć swój cel? Przeczytajcie książkę, a się dowiecie. Wydaje mi się, że ostatni rozdział to swego rodzaju morał, który mówi o konsekwencjach swoich czynów oraz o potędze, która mimo ciężkich czasów potrafi przetrwać wewnątrz człowieka i w odpowiedniej chwili znów się ukazać.
Dzieło absolutnie wspaniałe, mądre i przemyślane. Ukłony dla autora. Mam nadzieję, że autor napisze kolejne dzieła i będą tak samo prawdziwe, klimatyczne i inteligentne jak "Serena". Bohaterka, jako taka już od - mniej więcej - połowy książki trafiła na listę moich ulubionych postaci, ale raczej tych czarnych bohaterów. 

Moja ocena: 6/6.

_____________

Wyzwania: 
OkładkoweLove, Czytam Opasłę Tomiska oraz Klucznik (klikamy w banerki po prawej stronie bloga ->)

Kurczę, chyba dziś obejrzę "Serenę". Ogólnie bardzo lubię Jennifer Lawrence i jestem ciekawa, czy dała sobie radę w roli Sereny. Poza tym kolejny raz duet- JL+ Bradley Cooper - muszę to zobaczyć. :) A wy oglądaliście? Czytaliście? :)

Do następnego, Marta! :)

sobota, 6 czerwca 2015

"Busem przez świat. Ameryka za 8 dolarów" Karol Lewandowski.

Hejka!
Pogoda jest coraz lepsza, mamy więcej czasu, w szkole już prawie nic nie robimy! Książki w ruch! Można powiedzieć, że terminy na najbliższe tygodnie mam po prosu 'zaBOOKowane'. :p Szykujcie się zatem na dużą ilość recenzji. :) A teraz nie przedłużając zapraszam was do zapoznania się z jedną nich. Przed wami kolejny raz na moim blogu Karol Lewandowski i druga część przygód jego i jego przyjaciół, czyli "Busem przez świat. Ameryka za 8 dolarów". 


Autor: Karol Lewandowski.
Wydawnictwo: Sine Qua Non.
Strony: 336.

Totalna jazda bez trzymanki!
USA, Kanada i Meksyk za osiem dolarów dziennie. Trzy miesiące, sześcioro przyjaciół i jeden rozklekotany samochód. Dla ekipy Busem Przez Świat nie ma rzeczy niemożliwych!
Starcie z gangiem, hamburgery z aligatora, indiańskie legendy, miasteczka widma przy Route 66. Magia Yellowstone, dzień w Dolinie Śmierci, miejskie wędrówki śladami filmów Tarantino. Awaria na spalonym słońcem pustkowiu i lekcje paddle boardingu. Przyjacielskie pogawędki z Tomaszem Adamkiem i Hardkorowym Koksem. I konfrontacja z tajemniczym stalkerem.
Karol, Ola, Wojtek, Paziu, Kuba i Piotrek przeżyli znacznie więcej. Zapnijcie pasy, bo będzie się działo! 

Skończyłam pierwszą część z dziwnym uczuciem. Zdałam sobie sprawę, że mogę dużo zrobić mimo, że nie mam na to środków, ale ważne, że chcę. Szybko sięgnęłam po kolejną część, bo przygody Karola i reszty jego przyjaciół bardzo mnie zainteresowały. Nie przeliczyłam się i druga książka okazała się równie świetna jak pierwsza. 
Zacznę od tego, że trochę zmieniła się ekipa, ale to mi nie przeszkadzało. Mogłam poznać kolejnych ludzi i dowiedzieć się jak oni to wszystko odbierali. Zauważyłam, że w większej grupie i jeszcze bardziej niż poprzednio zróżnicowanej mogą zdarzać się zgrzyty i każdy ma swoje odmienne zdanie, ale zawsze jakoś im się udawało przez wszystko przetrwać, za co ich podziwiam. 
Odbieram te książki jako specyficzny rodzaj motywatorów, które są niby tylko opisem przygód kilku przyjaciół, le tak na prawdę ukazują głębszy przekaz i motywują czytelnika do działania. Zauważyłam, że w obu książkach bardzo nakreślona jest wiara w siebie, a innym tytułem dla tych dzieł mogłoby być "Nigdy się nie poddawaj". Wiele przeszkód, które chłopaki i Ola przetrwali napawają dumą i podziwem. 
Jestem optymistą, ale po przeczytaniu, szczególnie drugiej książki, zdałam sobie sprawę, ze mam małą wiarę w ludzi. W tej sprawie byłam pesymistą i chyba zaczęłam przestawać wierzyć w to, że są jeszcze ludzie na świecie gotowi na bezinteresowną pomoc. A jednak "Ameryka za 8 dolarów" pokazała mi, ze to wcale nie jest prawda i są ludzi skłonni okazać pomoc i przyjąć do siebie w najtrudniejszych sytuacjach.
Karol Lewandowski sam w sobie także został moim motywatorem. Pokazał mi, że nie trzeba uczyć się, załamywać noce i trudzić się nad dziełem, aby napisać naprawdę dobrą książką. Jest to typ autora, który nie chciał nim zostać, nie chciał dostać za to pieniędzy - on po prostu chciał podzielić się swoimi przygodami i tchnąć w ludzi trochę wiary w siebie. To, że jego styl pisania, opisy i wszystkie niesamowite dialogi, duża dawka humoru są u niego podstawą wiecie już z mojej poprzedniej recenzji książki tego autora. Ale musiałam o tym wspomnieć, bo jest co coś niesamowitego. To jest właśnie taka książka, jaką sama chciałabym napisać. 
Podsumowując "Busem przez świat. Ameryka za 8 dolarów" to idealna, lekka książka na kilka dni. Świetnie sprawuje się w podróży i w letnie dni. Charakteryzuje się humorem i bardzo dobrym stylem pisania. Zdecydowanie chcę więcej takich książek! Mam nadzieję, że Karol spisze przygody z kolejnych swoich podróży, a ja na pewno po nie sięgnę. Polecam! :)

Moja ocena: 6/6.

_______________


Za możliwość przeczytania "Busem przez świat. Ameryka za osiem dolarów" serdecznie dziękuję niesamowitemu Wydawnictwu Sine Qua Non (zapraszam do zajrzenia na stronę - klik)!!!


Wyzwania: OkładkoveLove (baner po prawej stronie bloga ->)

_______________

A teraz lecę wypoczywać z książką. Aktualnie czytam "Czerwoną królową" Victorii Aveyard. A wy w czym się zaczytujecie? :)

Do następnego, Marta! :)

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Podsumowanie maja + stosik #9

Dzień dobry!
Maj się skończył, więc pełno teraz w blogosferze podsumowań. Zapraszam was teraz na moje majowe zestawienie przeczytanych książek oraz małego stosiku, który jednak postanowiłam wam pokazać. :) 

Zaczniemy od stosiku, który przeczytałam:






#1. Na pierwszy ogień poszła najbardziej wyczekiwana premiera tego roku, czyli "Zakon Mimów" Samanthy Shannon! Niesamowita kontynuacja, która dorównuje poziomem poprzedniej części i zdecydowanie imponuje wykreowanym w niej światem! Moja recenzja tutaj - klik. :)

#2. Następnie zatopiłam się w książce o marzeniach, które pozornie nierealne okazują się do spełnienia kiedy ma się przyjaciół, chęci i... sporo cierpliwości w stary busik. Niesamowita przygoda opisana z humorem i stylem, którego nie powstydziłby się uznany pisarz. A mowa o "Busem przez świat. Ameryka za 8 dolarów" Karola Lewandowskiego. Niedługo recenzja. :)

#3. Zdobyłam od koleżanki "Parabellum. Prędkość ucieczki" Remigiusza Mroza i czym prędzej się za nie zabrałam. Szczerze, nie miałam zbyt wiele czasu na czytanie, a początki były trudne, ale akcja na szczęście się rozwinęła i mnie zaciekawiła. Czekam aż upoluję kolejny tom, a dokładnie o książce napiszę wam myślę, że jeszcze w tym tygodniu. :)

Czas na to, co tygryski lubią najbardziej, czyli stosik! Mały, ale jednak. :)




#1. Właściwie o tej książce chyba nie słyszałam, ale opis jest niesamowity, a po przeczytaniu pierwszych rozdziałów tylko utwierdzam się w przekonaniu, że to był dobry zakup, a właściwie dobry wybór prezentu na dzień dziecka. A co! :p A mowa o "Paragrafie 5" Kristen Simmons! Myślę, że może to być jedna z kolejnych serii, która na długo zapadnie mi w pamięć. :)

#2. Całą blogosfera aż huczy. Zagraniczny i polski Booktube nie przestaje o niej nawijać. Kto narobił tyle szumu? Oczywiście "Królowa Tearlingu" Eriki Johansen. Piękne wydanie, niesamowita twarda okładka, mapka w środku i tajemniczy pierwszy rozdział, który przeczytałam w Internecie. Czegóż chcieć więcej? Jeszcze nie spotkałam się ze złą opinią i myślę, że będzie to kolejna dobra książka na mojej półce i cieszę się, że ją mam. :)

Tak wygląda moje podsumowanie! Dajcie znać jak Wam poszło w maju. Ja z nadzieją spoglądam na czerwiec i mam nadzieję, że przeczytam więcej, zaczęło się dosyć dobrze i oby tak dalej! :) Teraz się z Wami żegnam i idę czytać "Paragraf 5". :))))
Do następnego, Marta! :)