środa, 22 marca 2017

"Całkiem Obcy Człowiek" Rebecca Stead.

Dzień dobry! 
Dziś przygotowałam dla Was recenzję książki, która strasznie mnie zezłościła! Tym, że się skończyła... :p Przed Wami "Całkiem Obcy Człowiek" Rebecci Stead! :)


Autor: Rebbeca Stead. 
Wydawnictwo: IUVI.
Strony: 321.

Bridge, Tabitha i Emily znają się od zawsze, ale ten rok testuje ich przyjaźń. Em ma chłopaka (tak jakby), który prosi ją o szczególnego rodzaju zdjęcia. Tab jest młodą feministką i potrafi przejrzeć każdego na wylot, a Bridge z jakiegoś powodu zaczęła nosić kocie uszy i wciąż stara się zrozumieć, dlaczego przeżyła wypadek, którego nie powinna przeżyć. Są najlepszymi przyjaciółkami i kierują się jedną zasadą: nigdy nie kłócić się ze sobą. Czy to pomoże im przetrwać? Sherm usiłuje zrozumieć, dlaczego ludzie rozstają się po wielu latach małżeństwa i jak to jest przyjaźnić się z dziewczyną, a dla pewniej licealistki Walentynki okażą się najtrudniejszym dniem w życiu. A, i jeszcze Jamie, poważny starszy brat, którego głupi zakład z kumplem kończy się… no, prawie katastrofą.


Do książki "Całkiem Obcy Człowiek" nie miałam jakichś wielkich oczekiwań. Miałam tylko nadzieję, że będę się przy niej dobrze bawić oraz, że nie będzie kolejną zwykłą i banalną młodzieżówką. Jednak już po kilku pierwszych stronach przepadłam. Ta recenzja będzie bardzo przyjemna, ponieważ nie widzę w tej książce żadnych minusów! 
Styl autorki jest rzadko spotykany, niecodzienny. Ja chciałabym go określić jako przyjemny, ale wydawał mi się taki tylko na początku. Potem autorka zastosowała kilka zabiegów, które zdecydowanie skomplikowały wszystko. Książka jest przez to trochę wymagająca i pozbawia jej to tytułu zwykłej młodzieżówki na odmóżdżenie. Cała historia skonstruowana jest z krótkich rozdziałów, które czyta się bardzo szybko, a jednocześnie są pełne ciekawych i ważnych wydarzeń. Fabuła powieści jest napisana na wysokim poziomie, przez co większość tytułów z tego samego gatunku nie dorasta "Całkiem Obcemu Człowiekowi" do 'pięt'. Jestem bardzo zadowolona, że ta niepozorna książka okazała się dobrą młodzieżówką, wartą wszelkich zachwytów. 
Konstrukcja powieści zachwyca swoją płynnością oraz brakiem dziur fabularnych. Połączenie ze sobą kilku różnych historii, które się za sobą często łączą i przeplatają. Każdy z narratorów potrafi czymś zainteresować czytelnika, a i nieczęsto tworzy przed nim pewne tajemnice. Wspomniane tajemnice wieńczą cała historię fantastycznymi rozwiązaniami. To sprawia, iż ostatnie rozdziały książki są bardzo intensywne i intrygujące. Szczególnie fascynująca jest część historii opowiadana przez osobę bez imienia. 
Historie przedstawione w książce są życiowe. Każdy z bohaterów próbuje poradzić sobie ze swoim własnymi problemami na różne sposoby. Postaci stają się bardzo ludzkie - czytelnikowi łatwiej się z nimi utożsamić oraz je zrozumieć. Są po prostu kolejnym wielkim plusem. Każda z nich jest charyzmatyczna i wykreowana w fantastyczny sposób. Dla mnie zdecydowanym faworytem jest Sherm, którego historia oraz problemy szczególnie mnie zaintrygowały. Nie znaczy to, iż reszta postaci jest w jakiś sposób gorsza. Wszyscy bohaterowie potrafią swoją historią zainteresować. 
Podsumowując, "Całkiem Oby Człowiek" to pozycja, po którą warto sięgnąć z wielu względów. Jest niebanalna, intrygująca, szczera, ale i urocza i po prostu cudowna. Trzeba także dodać, iż powieść jest przezabawna, ale i wzrusza. Styl zachwyca, a bohaterowie są wykreowani bardzo dobrze. Dawno nie czytałam młodzieżówki, która kończy się powodzeniem na każdej płaszczyźnie. Serdecznie Wam ją polecam, ponieważ każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Niepowtarzalna i ponadczasowa opowieść o problemach - tych prostych, ale i tych bardziej skomplikowanych - młodych ludzi. Autorka porusza problematykę przyjaźni, miłości, szczerości oraz tego, jak ważne jest bycie sobą. Czegóż chcieć więcej?

Moja ocena: 6/6 z ogromnym serduszkiem. :)

______________

Za możliwość przeczytania książki "Całkiem Obcy Człowiek" serdecznie dziękuję wydawnictwu IUVI! :)
______________

Do następnego, Marta! :)

wtorek, 21 marca 2017

"Kobieta Znikąd" Mary Kubica.

Dzień dobry! 
Chyba następuje właśnie odrodzenie mojego bloga, ponieważ coraz częściej znajduję na niego czas, a pisanie sprawia mi znów tę samą przyjemność! Oby to się nie zmieniło! :) 
Tym razem recenzuję książkę, która trochę mnie zawiodła, ale ostatecznie oceniłam ją wysoko. Przed Wami "Kobieta Znikąd" Mary Kubicy! :)


Autor: Mary Kubica.
Wydawnictwo: Harper Collins Polska.
Strony: 334.

Pewnego dnia Esther Vaughan znika bez śladu. Współlokatorka odnajduje w jej rzeczach niepokojące listy, pełne miłosnych wyznań i jawnych pogróżek. Jeżeli napisała je Esther, to cierpi na poważne zaburzenia i może być niebezpieczna.
Tego samego dnia w pewnym miasteczku pojawia się tajemnicza kobieta. Nikt nie wie, jak naprawdę się nazywa ani skąd pochodzi. Gdy zamieszkała w ponurym, zrujnowanym domu, stało się jasne, że szuka kryjówki. Kogo się boi? Przed kim ucieka? A może to nie ona jest ofiarą, tylko cierpliwie czeka, aż ktoś wpadnie w zastawioną przez nią pułapkę?

"Kobieta Znikąd" zaintrygowała mnie swoim opisem od razu, okładka także jest ciekawa. Po serii książek fantastycznych, młodzieżowych oraz lektur chciałam sięgnąć po coś innego. Dlatego czym prędzej wzięłam się za thriller. Sam początek bardzo mnie rozczarował, ale ostatecznie moja ocena okazała się wysoka.
Trudno mi było przebrnąć przez pierwszą część książki, ale mimo to nie miałam ochoty jej odkładać. Spowodowane to było genialnym klimatem jaki stworzyła autorka. Był nie tylko ciekawy i intrygujący, ale psychotyczny. Początek książki jest naszpikowany wydarzeniami, które oddziaływują na czytelnika w dziwny sposób - wiadomo, że prędzej czy później stanie się coś co będzie można zakwalifikować do kategorii 'psychiczne'. Wprowadzenie do historii jest napisane ciężkim stylem, ale w tym samym czasie jest bardzo ciekawe. Narracja jest podzielona na dwie osoby i wydaje mi się to być bardzo mądrym posunięciem. Zważając na to, iż kiedy perspektywa jednego z bohaterów była bardzo ciekawa, w drugiej było spokojnie i bez fajerwerków, jest to jak najbardziej wygrany pomysł.
Akcja rozwija się powoli, ale tylko w początkowej części książki. Dlatego też pierwsza połowa jest dosyć ciężka do przetrwania. Ale na szczęście w połowie to się zmienia - książki nie można tak po prostu odłożyć. Pojawiają się zaskakujące fakty i zwroty akcji. Zaczyna się dziać wiele, ale wszystko jest opisane w przejrzysty sposób, nie jednak na tyle, by czytelnik rozwiązał zagadkę sam. Zakończenie jest trochę przerażające, intrygujące, a przede wszystkim niespodziewane. To jest największy plus książki. Szkoda tylko, że autorce nie udało się takiego stylu utrzymać przez cały czas opowiadania historii, a nie tylko w ostatnich rozdziałach.
Na kartach całej powieści moją uwagę przykuwają szczególnie dwie postaci. Nie jest to Quinn, czyli jedna z narratorek, która jest napisana dobrze, ale czasami potrafi naprawdę zirytować swoją bezmyślnością. Z drugiej strony ma swoje lepsze chwile kiedy jest lekko przerysowana, ale w ciekawy i bardzo sugestywny sposób. Jednak drugi z narratorów, czyli Alex, to już inna bajka. Jego postać jest skonstruowana fantastycznie. Potrafi obudzić w czytelniku różne emocje, opisuje swoje problemy, dzięki czemu staje się bardziej ludzki. Następnie przechodzimy do czarnego charakteru - osoby, której motywacja jest misternie uknutą intrygą. Ciekawie stworzona, pełna sprzeczności postać. Bardzo wartościowa i, według mnie, drugi najlepszy punkt całej książki.
Podsumowując, warto przebrnąć przez trudniejszy i powolny, ale ciekawy początek, by zostać nagrodzonym genialnym zakończeniem pełnym zwrotów akcji i zawirowań fabularnych. Za względu na zakończenie mogę napisać o tej książce, iż jest elektryzująca, ostatnie strony czyta się z zapartym tchem i podziwem.

Moja ocena: 5-/6.

______________

Za możliwość przeczytania "Kobiety Znikąd" serdecznie dziękuję wydawnictwu Harper Collins Polska. :)
______________

Do następnego, Marta! :)

wtorek, 14 marca 2017

"Pax" Sara Pennypacker.

Dzień dobry!
Dziś kolejna recenzja! Tym razem książki, która zachwyciła mnie, wciągnęła do swojego świata i po zakończeniu zostawiła ze  łzą w oku! Przed Wami "Pax" Sary Pennypacker. 


Autor: Sara Pennypacker.
Wydawnictwo: IUVI.
Strony: 289.

Odkąd Peter uratował osieroconego liska, on i Pax byli nierozłączni. Pewnego dnia dzieje się jednak coś, czego Peter nigdy by się nie spodziewał: jego ojciec idzie do wojska i chłopiec musi się przeprowadzić do dziadka, którego słabo zna i raczej nie lubi (ze wzajemnością) – a lisa wypuścić do lasu. Jednak już pierwszej nocy Peter wymyka się z domu dziadka i wyrusza do swojego, oddalonego o 500 kilometrów, gdzie ma nadzieję zastać Paxa. Lis w tym czasie musi się nauczyć, jak przetrwać w dzikim lesie, i na nowo odkryć świat ludzi i zwierząt. Nigdy jednak nie traci nadziei, że jego chłopiec po niego wróci.
Czy dwunastolatek dotrze sam do domu? I czy odnajdzie tam Paxa?

Usłyszałam o "Paxie" na długo przed premierą. Z początku historia tylko trochę mnie zainteresowała. Po jakimś czasie znów natknęłam się na tę książkę i od razu chciałam ją przeczytać. Z jednej strony dziwiłam się, że jest zakwalifikowana do kategorii dla dzieci, ale cóż. Zaczęłam czytać i... przepadłam! Cudowność - gdybym miał ją opisać jednym słowem. A co było cudowne tak dokładnie?
Styl jakim popisała się pani Pennypacker jest świetny! Pisze w świeży, przystępny sposób. Co bardzo ważne - nie nuży czytelnika, mimo, że sporą część książki zajmują opisy. Całość jest okraszona niesamowicie dużą dawką skrajnie różnych emocji - podczas czytania można płakać ze smutku, ale i ze śmiechu. Można się złościć, a i wpaść w zadumę. Widać, że autorka postawiła mocny nacisk na emocje i uczucia czytelnika. Tak samo dobrze odwzorowuje przeżycia bohaterów. To wszystko upiększone jest fantastycznymi, minimalistycznymi ilustracjami, które same w sobie wiele przekazują.
Książka przedstawia piękną historię, która od początku angażuje czytelnika. Zawiera ona w sobie sporo motywów i wątków ukazanych w prosty, ale nie banalny sposób. Mnie najbardziej przypadł do gustu motyw drogi, ale i opis więzi pomiędzy lisem i chłopcem. Wielu może uznać to za nudne, ale na kartach całej książki ukazana jest wędrówka chłopca oraz lisa, poszukujących siebie na wzajem. Ale w ten sposób najlepiej mogła zostać przekazana więź jaka ich połączyła. Myślę, że jednym z celów książki było opisanie relacji człowiek - zwierzę, która często jest mocniejsza, bardziej szczera i prawdziwa niż ta na linii człowiek - człowiek. A to wszystko opisane w taki sposób, iż czytelnik w każdym wieku zrozumie istotę poruszonego tematu.
Kolejną ważną częścią jest ukazanie zła, jakie wyrządza człowiek oraz wojna. Przedstawienie tego oczami małego dziecka, ale i zwierzęcia musiało być dosyć ciężkim zadaniem, ale autorka sobie z nim poradziła. Czytanie o tym jak lis opisuje i nazywa czynności i rzeczy, które widzi są poruszające i wstrząsające. Przy opisie chłopca można zauważyć jak dojrzewa, poprzez to co się dzieje i czego się dowiaduje.
Bohaterowie w "Paxie" to przyjemny i długi temat! Zacznę od postaci chłopca, która jest szczera, silna i ludzka. Odwzorowuje ludzkie pragnienie miłości, poczucia bezpieczeństwa i bliskości. Jest to przykład, który ukazuje walkę, którą czasem toczą ludzie, by nie utracić tych, na których najbardziej nam zależy. W jego poczynaniach można odnaleźć samego siebie. Kolejny z bohaterów, który zasługuje na nie mniej uwagi - jeśli nie większość - to oczywiście lis, Pax. Cały świat, wydarzenia i uczucia ukazane z perspektywy zwierzęcia to coś niesamowitego. Wiadomym jest, iż nikt z nas nie dowie się jak naprawdę odbierany jest świat przez zwierzęta, ale tutaj autorka przedstawiła to w taki sposób, iż jestem w stanie uwierzyć jej we wszystko co napisała. Ciekawa, niezwykle ważna i pięknie zarysowana, a mimo to postać drugoplanowa, czyli Vola, to dla mnie kolejny duży plus książki. Jak na postać, która nie grała tutaj głównej roli i tak była bardzo ważną częścią historii. Autorka idealnie wymierzyła granicę, której nie przekroczyła.
W temacie postaci trzeba także wspomnieć o relacjach, które także są tutaj mocno akcentowane i wydaje się, iż niezbędne. Każda z nich właściwie dotyczy chłopca, ale łączy go z najważniejszymi postaciami. Relacje chłopca z lisem, ojcem oraz Volą są subtelnie, ale bardzo wyraziście zarysowane. Nie odwracają uwagi od głównego toru wydarzeń, są tłem, bez którego książka byłaby nudna, bezuczuciowa, zwykła.
Jest to historia, która otwiera oczy i na pewno nie jest skierowana tylko dla najmłodszych. Jest piękna, ponadczasowa, subtelna, szczera i bardzo wzruszająca. Mogłabym mówić o niej godzinami. Mogłabym godzinami ją analizować, ale nie znalazłabym żadnych słabych stron. Mam nadzieję, że to co napisałam zachęciło Was do sięgnięcia po tę pozycję, bo naprawdę warto!

Moja ocena: 6/6. <3 

________________


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu IUVI! :)

________________

Do następnego, Marta! :)

poniedziałek, 6 marca 2017

"Endgame. Reguły Gry" James Frey & Nils Johnson - Shelton.

Dzień dobry!
Witam Was moją kolejną recenzją! Wiem, że ostatnio było mnie tu bardzo mało, ale chęci wracają, a i ja sama wiem, że muszę się za siebie zabrać! :) Dlatego też zaczynam nadrabianie od przedstawienia Wam mojej opinii na temat kolejnej książki duetu Frey & Johnson - Shelton, czyli "Endgame. Reguły Gry"



Autor: James Frey & Nils Johnson - Shelton.
Wydawnictwo: Sine Qua Non.
Strony: 343.

Najsilniejsi i najsprytniejsi z Graczy dotarli do końcowej fazy Endgame. Klucz Ziemi oraz Klucz Niebios już odnaleziono, ukryty pozostał ostatni klucz do wygranej i ocalenia świata – Klucz Słońca. Zwycięzca może być tylko jeden! Maccabee gra, by wygrać. Posiada Klucz Ziemi i Klucz Niebios. Teraz zrobi wszystko, by zdobyć Klucz Słońca. Ale w Endgame nic nie jest stałe. Maccabee musi grać ostrożnie i bacznie pilnować pleców. An Liu gra dla śmierci. Jego celem jest powstrzymanie Endgame i zagłada całego świata. Aisling porzuciła Grę i zdecydowała się walczyć po stronie życia. Aisling, Sarah, Jago, Shari i Hilal nie dopuszczą do zakończenia Endgame. Klucz Słońca nie może zostać odnaleziony. Tych pięciu Graczy postanowiło ustanowić własne reguły Gry. Wszystkich łączy jedno. Są gotowi umrzeć, by osiągnąć zamierzone cele. Doprowadzą sprawy do końca, ale na własnych zasadach.

Trylogia "Endgame", już od pierwszych stron, stała się jedną z tych, które bardzo polubiłam i wiedziałam, że będę dobrze wspominać. Liczyłam więc na genialne zakończenie serii. Zamknięcie jej w efektowny sposób, z wielkim boom! Ale  nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, prawda? Tak stało się w tym przypadku. Niestety muszę to napisać - mimo, iż trzecia część nie jest tragiczna, jest najgorszym ogniwem trylogii. 
Problem z tą książką jest taki, iż ciągle się tutaj coś dzieje. Jest wiele zwrotów akcji oraz niespodziewanych wydarzeń, ale to wszystko wcale nie angażuje czytelnika. Podczas czytania poprzednich części wcześniej wymienione aspekty działały na mnie, sprawiały, że się denerwowałam, śmiałam, bałam, czasem nawet wzruszałam. Trzecia część niestety nie budzi żadnych emocji. Jej czytanie przywodzi na myśl spokojne siedzenie na skraju jeziora i czekanie, aż ryby 'zaczną brać'. Nie za bardzo rozumiem dlaczego autorom nie udało się to tym razem, skoro poprzednio sukcesywnie osiągali bardzo wysoki poziom zaangażowani czytelnika w historię. 
Nie mogę jednak powiedzieć, że brak jakichkolwiek emocji sprawił, iż książka mi się nie podobała. Na największy plus zasługuje początkowa część książki, która jest nieco bardziej żywa od jej reszty. To tutaj podejmowane były bardziej spontaniczne i drastyczne decyzje. Działo się o wiele więcej, a i styl okazał się być lepszy. Zakończenie książki bardzo mnie rozczarowało. Po tej trylogii oczekiwałam czegoś naprawdę genialnego. Ale kiedy przyszło co do czego i historia doszła już do punktu kulminacyjnego - nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Pomijam fakt, że mniej więcej od połowy książki przewidziałam jak zostanie zakończona trylogia. Oczywiście zdarzyły się małe chwile, które w jakiś sposób zbiły mnie z tropu, ale to za mało. Całość mnie ciekawiła, mimo, że czytanie szło mi opornie, a to dlatego, iż ciągle miałam nadzieje na rozbudzenie akcji. Muszę też przyznać, że wracałam do "Endgame" chętniej motywowana ciekawością.
W tej części skupiamy się na mniejszej ilości bohaterów, mimo, iż pojawia się kilka całkiem nowych postaci. Pomaga to w lepszym poznaniu postaci oraz łatwiejszym ulokowaniu swojej sympatii, co wiąże się z ostatecznym wyborem - komu kibicujemy. Niestety i na tym polu autorzy zaliczają potknięcie - niewiele postaci jest naprawdę godnych uwagi. Bohaterowie, którzy w poprzednich częściach byli co najmniej ciekawi - już ostatecznie tracą na swojej wartości. Tylko w przypadku kilku postaci, na szczęście tych, które grają największą rolę, dobry poziom ich wykreowania pozostaje zachowany, a nawet jest w pewnym sensie ulepszony. Z jednej strony szkoda mi postaci, które zaliczyły spory upadek, ale z drugiej w ten sposób autorzy podbudowali inne, a to mi się podobało. 
Jest to tytuł, który budzi kilka sprzeczności. Jestem bardzo niezdecydowana jeśli chodzi o jego ocenę. Mimo widocznego ogromu włożonej pracy, poświęconych godzin spędzonych na weryfikowaniu danych, na odnajdywaniu sporej liczby źródeł, niezłym kombinowaniu oraz wypijaniu kolejnych kubków kawy, widać w ostatniej części sporo niedociągnięć, których nie było w poprzednich dwóch częściach. Może autorzy po prostu gdzieś w trakcie tworzenia stracili wątek i nie mogli się odnaleźć. Może zakończenie trylogii od początku miało tak wyglądać, ale wkradł się jakiś błąd, który zlekceważony narobił niezłego i niepotrzebnego bałaganu. Cóż więcej mogę napisać? Trylogię będę wspominać dobrze. Mając w pamięci poprzednie tomy, spoglądam na ostatni z pobłażliwością i przymrużeniem oka, ponieważ cenię pracę włożoną w przygotowanie tej serii. Ode mnie to wszystko, ale pragnę jeszcze dodać, iż warto przeczytać tę książkę dla tych kilku postaci i dosyć dobrego początku oraz dla zaspokojenia ciekawości. 

Moja ocena: 3/6. 

_____________

Za możliwość przeczytania książki "Endgame. Reguły Gry" serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non! :)
_____________

Do następnego, Marta! :)

piątek, 3 marca 2017

Podsumowanie lutego 2017!

Dzień dobry! 
Po raz kolejny przedstawiam Wam moje podsumowanie - tym razem lutego. Co zdobyłam, co przeczytałam. Bez zbędnego przedłużania - zaczynamy! :)

Przeczytane w lutym: 


#1. Luty rozpoczęłam od cudownej przygody z "Paxem" Sarah Pennypacker. O tej książce mam sporo do napisania i w najbliższym czasie muszę zabrać się za jej recenzję. Zdradzę Wam, iż mimo, że kwalifikuje się ona w kategorii 'dla dzieci', według mnie jest pozycją odpowiednią dla czytelników w każdym wieku. Niesamowite historia! :)

#2. Drugą pozycją jest "Endgame. Reguły Gry"  Jamesa Freya oraz  Nilsa Johnson - Sheltona. Trzecia i ostatnia część bardzo znanej trylogii, która odniosła ogromny sukces. Według mnie książka ta wymagała bardzo wielkiego nakładu czasu i pracy, ale czy wszystko poszło tak jak powinno? O  tym napiszę w recenzji. :)

Niestety, sesja pokrzyżowała mi plany i przeczytałam tylko dwie książki. Powtarzam sobie, jednak, iż ważne jest to, że w ogóle czytam! :p

A teraz lutowe zdobycze! :)


#1. "Na Wyspie" autorstwa Tracey Garvis Graves to książka, o której słychać niewiele. Ja dowiedziałam się o niej na krótko przed premierą, ale zupełnie o niej zapomniałam. Ostatnio znalazłam ją na biedronkowej promocji. Jestem jej ciekawa, więc zaryzykowałam. :)

#2. "Endgame" otrzymałam od wydawnictwa SQN, jestem już po lekturze i - jak wspominałam - szykuję recenzję. :)

#3. #4. "Całkiem Obcy Człowiek" oraz "Piasek Raszida" to dwie pozycje, które planuję przeczytać w najbliższym czasie, a które otrzymałam od wydawnictwa IUVI. :)

#5. "Kobieta Znikąd" Mary Kubicy to książka , którą aktualnie czytam. Otrzymałam ją jako egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Harper Collins Polska. :)

Tak przedstawia się moje podsumowanie. Jakie książki Wy przeczytaliście i zdobyliście w lutym? :)

Do następnego, Marta! :)