poniedziałek, 6 października 2014

"Chemia śmierci" Simon Beckett.

Hej!
Dzień dobry wszystkim w ten wspaniały poniedziałek! A na serio, co tam u was? Jest początek tygodnia a ja mam dosyć! :p Ale dziś zdałam sobie sprawę, że nie napisałam recenzji książki Becketta, więc oto jestem! :) Zapraszam!




Autor: Simon Beckett.
Wydawnictwo: AMBER.
Strony: 248.

Manham. Małe spokojne miasteczko. Krajobraz pozbawiony zarówno życia, jak i konkretnych kształtów. Płaskie wrzosowiska i upstrzone kępami drzew mokradła. To tu doktor David Hunter szuka schronienia przed okrutną przeszłością. Sądzi, że przeżył już wszystko to, co najgorszego może przeżyć człowiek, sądzi, że wie o śmierci wszystko. Ale śmierć, ów proces alchemii na wspak, w którym złoto życia ulega rozbiciu na cuchnące składniki wyjściowe, wdziera się do Manham. I to w niewyobrażalnie wynaturzonych formach. Jeszcze nie wiemy, dlaczego Hunter - wybitny antropolog sądowy - zaszył się tu jako zwykły lekarz. Dlaczego odmawia pomocy policji, skoro potrafi określić czas i sposób dokonania każdej zbrodni. Wiemy tylko, że się boimy. Razem z mieszkańcami Manham czujemy odór wszechobecnej śmierci. Giną młode kobiety, dzieci znajdują makabrycznie okaleczone zwłoki, ktoś podrzuca pod drzwi martwe zwierzęta, ktoś zastawia sidła na ludzi.

Ohoho, ktoś tu się naprawdę napracował nad tą książką. I to bardzo dobrze widać. Jestem strasznie szczęśliwa, że mogłam przeczytać ten tytuł i chcę więcej! Dlaczego? Z kilku bardzo ważnych powodów, które przedstawię oczywiście niżej.
Mądra. Odważna. Wciągająca. Mocna. Robiąca wrażenie. Ojej. Nie brakowało mi w niej niczego. Jak dla mnie pan Beckett odwalił kawał naprawdę dobrej roboty. Nie bez powodu tylu ludzi zachwyca się jego publikacjami. Kolejny przypadek, przez który zdobyłam ten tytuł, przerodził się w miłość do tego pisarza. Chcę więcej!
Po pierwsze i chyba najważniejsze: wątek i opisy. Nie polecam tej książki osobom o słabych nerwach. Może i nie jest aż tak straszna jak jest to opisane na okładce, ("Już po trzydziestu sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz serce w gardle. A kiedy kończysz czytać, dziękujesz Bogu, że to tylko powieść.") ale naprawdę czuje się dreszcze. Chcę zaznaczyć, że nie jest to kolejna powieść o takim samym schemacie jak większość tego typu publikacji. Wcale nie. "Chemia śmierci" różni się w wielu aspektach. Wątek, który jest bardzo rozwinięty i często się komplikuje, daje czytelnikowi lekcję. Ta lekcja jest wspierana częstymi, nie nużącymi, opisami. Ta lekcja dotyczy ludzkiego ciała i jego chemii. Tak po protu. Ale czy w normalny sposób?
Każdy opis morderstwa był po prostu świetny. Szczegóły, których nigdy nie spotkałam w żadnej innej książce. Często drastyczne słowa, wszystko opisane prosto, bez ogródek. Wielu pewnie powiedziałoby, że Beckett opisał wszystko w obrzydliwy sposób. Według mnie tak nie jest. To nie jest obrzydliwe. To jest prawdziwe - takie jakim jest. Po prostu autor nazywał wszystko po imieniu, prosto z mostu.
Wspaniały klimat małego miasteczka i jego mieszkańców z każdym razem staje się oraz bardziej przeze mnie lubianym. Wszystkie tajemnice, zwodzące tropy, poszlaki i zawiłe konflikty prowadzą do żmudnego poszukiwania sprawcy. Przyznaję, że ja sama wytypowałam trzech albo czterech sprawców. I co? Nie trafiłam żadnego. To się nie zdarza często, a jeśli już to nie wychodzi tak efektownie. 
Bohaterowie zaskakiwali, a już na pewno główna postać. Może i nie polubiłam Davida jakoś bardziej, ale jestem gotowa dać mu kolejną szansę. Wszystkie postacie były bardzo realistycznie przedstawione i, jak już wspominałam, przedstawione w tym małomiasteczkowym klimacie, który tutaj pasował idealnie. 
"Chemia śmierci" pełna jest naukowej terminologii i słownictwa, ale autor rozumie czytelnika. wie, że nie każdy zna się na tych sprawach i wszystko wyjaśnia, co obfituje w kolejnego plusa. Dialogi są przejrzyste i mało zawiłe. Wiele wyjaśniają, ale nie zdradzają żadnych tajemnic. Występuje jakaś część humoru, ale nie jest go zbyt wiele, co w tym dziele, wyjątkowo, pochwaliłam. To nie ta tematyka. Przeczytasz - zrozumiesz. 
Polecam serdecznie wszystkim miłośnikom kryminałów i dreszczyku przebiegającego po plecach. Jak i czytelnikom szukających czegoś innego, czegoś wyłamującego się od schematu. Naprawdę świetna książka, która zapada w pamięć. Polecam gorąco!

Moja ocena: 6/6.


_____________



Skończyłam kolejną część przygód Harry'ego, więc czas zająć się "Rywalkami". Już po pierwszych stronach mi się podoba. Niedługo recenzja! :)

Do następnego, Marta! :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz